Usnęłam prawie od razu. Nie
wiedziałam nawet jaka byłam zmęczona. Rano nie chcący obudziła mnie
pielęgniarka, która zmieniając moją kroplówkę nie chcący ją upuściła.
Przeciągnęłam się i popatrzyłam przez okno, była piękna pogoda, a ja tkwię
tutaj. Skisnę jeszcze. Westchnęłam.
- Dzień dobry. – usłyszałam
głos Bartka. Uśmiechnęłam się do niego.
- Dzień dobry. – odpowiedziałam
tym samym.
- Mam dla ciebie dobre
wieści. – szczerzył się jakby przynajmniej noga mi odrosła.
- Tak, więc słucham.
- Dzisiaj po południu
będziesz mogła opuścić te cztery ściany. – no dobra, ta wiadomość też mnie
ucieszyła nie tak jakby mi odrosła noga, ale trzeba się cieszyć z małych
rzeczy.
- O jak dobrze. –
westchnęłam.
- I znalazłem kilku bardzo
dobrych rehabilitantów. – klasnął w dłonie.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam
się. – Jest jakiś w pobliżu Rzeszowa.
- Właściwie to tak. –
spojrzał na swoją listę. – Jest jeden. – podał mi kawałek papieru z imionami i
nazwiskami, a także z adresem.
- Dziękuję jeszcze raz.
- Czy ma kto po ciebie
przyjechać?
- Tak. Zadzwonię zaraz po
siostrę. – uśmiechnęłam się na myśl, że zaraz opuszczę to straszne miejsce.
Sięgnęłam po telefon leżący na szafce. Nie był on mój, pewnie ktoś musiał mi go
zostawić. Wszystkie potrzebne numery się w nim znajdowały. Wybrałam numer do
Magdy. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci…
- Słucham! Aaa… -
odpowiedziało mi po drugiej stronie.
- Oddychaj Madziu! Zaraz
będziemy w szpitalu! – usłyszałam głos Karola.
- Rodzisz! – wydarłam się na
całą salę.
- Jak to cholernie boli! Jedź
szybciej! – krzyczała na swojego męża. – Zadzwoń do Karoliny! – usłyszałam
tylko po drugiej stronie i połączenie zostało przerwane. Zajebiście. Będę
ciocią. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wybrałam numer do Karoliny. Odebrała
od razu.
- Mogłabyś po mnie dzisiaj
przyjechać? – zapytałam na wstępie.
- Jasne! O której po ciebie
być?
- Tak koło 12, 13. – uśmiechnęłam się do telefonu.
- Będę o 12.
- Dziękuję. – zakończyłam
połączenie wciskając czerwoną słuchawkę. Mam jeszcze godzinę. Spakuję się w tym
czasie. Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła pielęgniarka.
- Zmienię pani opatrunek. –
uśmiechnęła się promieniście.
- Dziękuję. – odwzajemniłam.
- Jak pani spała, był tu
jakiś mężczyzna. – mówiła odwijając bandaż z mojej nogi. – I przyniósł torbę i
w środku jest pani ubranie na dzisiaj. Był bardzo miły. – popatrzyła na mnie. –
To pani brat? – wróciła do ściągania opatrunku.
- Chłopak. – odpowiedziałam
dumnie.
- Ma pani szczęście.
- Wiem. – uśmiechnęłam się.
- Pomóc się pani przebrać i
spakować? – zapytała lejąc coś na nogę, strasznie szczypało.
- Naprawdę zrobi to pani dla
mnie? – popatrzyłam na nią.
- Z przyjemnością. –
uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję jeszcze raz. – gdy
skończyła owijać moją nogę bandażem, wyciągnęła z torby ubranie. Pomogła mi
trochę w ubraniu spodni i spakowała leżące na szafce rzeczy, potem
przyprowadziła dla mnie wózek.
- To cudeńko jest pani. –
wskazała na mój środek transportu i uśmiechnęła się.
- Nie rozumiem. – popatrzyłam
na nią.
- Przywiózł to pani chłopak.
– położyła ręce na biodra.
- Gotowa? – usłyszałam głos
Karoliny. Kiwnęłam głową. Usiadłam na wózku i położyłam torbę na kolanach.
Pożegnałam się z miłą pielęgniarką i Bartkiem. Zjechałyśmy windą na parter i
Karolina pchając mój wózek, bo ja jeszcze na to siły nie miałam, dopchała mnie
do swojego samochodu, w którym siedział Temur. Resztkami sił podniosłam się z
wózka i usiadłam na tylnym siedzeniu. Temur złożył mój wózek i włożył go do
bagażnika, to samo zrobił z moją torbą.
Ruszyliśmy do domu Magdy gdzie wszyscy się zatrzymali, przeze mnie.
- Słyszałaś! Magda rodzi! –
klasnęła w dłonie.
- Tak. – odpowiedziałam
szczęśliwa. – Słyszałam, jak do niej dzwoniłam.
- Dzwoniłaś do niej? –
zdziwiła się.
- No tak chciałam, żeby ktoś
po mnie przyjechał.
- To czemu nie zadzwoniłaś do
mnie?
- Bo ty nigdy nie odbierasz.
– wzruszyłam ramionami.
- No w sumie też prawda. –
uśmiechnęła się. – Jedźmy już. Musisz wypocząć, żeby zobaczyć potem małego.
- Ciocia musi wypocząć. –
zaśmiałam się. – A ty jak tam? Wszystko w porządku.
- Tak. Byłam już na pierwszej
wizycie i wszystko jest w porządku. – uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Powiedziałaś już?
- Jeszcze nie. – pokręciła
głową. – Powiem, za niedługo.
- Nie karz mu czekać. –
popatrzyłam na Temura. Nie rozumiał jeszcze za bardzo co mówimy, więc robiłyśmy
to swobodnie. Chociaż pewnie i tak się domyślił o co chodzi. W końcu głupi nie
jest.
- Masz rację. Powiem mu
dzisiaj. – postanowiła. Uśmiechnęłam się tylko na jej słowa i zmęczona sama nie
wiem czym, zasnęłam. Obudził mnie huk. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Byłam u Magdy w domu. Usiadłam na brzegu łóżka i przybliżyłam do
siebie wózek. Usiadłam na nim i wyjechałam z pokoju. W kuchni stała Karolina i
zbierała z podłogi szkło. Uśmiechnęła się na mój widok i zaczęła zamiatać
odłamki.
- Może jesteś głodna? Zrobić ci
coś do jedzenia?
- Aż tak źle się nie czuję,
by ktoś robił dla mnie jedzenie. – uśmiechnęłam się. – Jakbyś wiedziała jakie
jedzenie szpitalne jest okropne. – skrzywiłam się. – Współczuję Magdzie. A właśnie
Karol dzwonił?
- Tak. I ma niespodziankę. –
zaśmiała się. – Urodziła się dziewczynka. Mamy jej zawieźć czystą bieliznę i
ubranie. Jedziesz z nami? – popatrzyła na mnie.
- Jasne. Pomóż mi z
kanapkami. Zjem szybko i możemy jechać. – uśmiechnęłam się. Szybko uwinęłyśmy
ze zrobieniem kanapek i równie szybko zniknęły one z talerza. Posprzątałam po
sobie i ruszyłam w stronę samochodu. Wpakowałam się do niego znacznie szybciej
niż wcześniej i ruszyliśmy do szpitala.
-------------------------------------------------------------
Jest Was coraz więcej co bardzo mnie cieszy :3 miłego :*