piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 15



Usnęłam prawie od razu. Nie wiedziałam nawet jaka byłam zmęczona. Rano nie chcący obudziła mnie pielęgniarka, która zmieniając moją kroplówkę nie chcący ją upuściła. Przeciągnęłam się i popatrzyłam przez okno, była piękna pogoda, a ja tkwię tutaj. Skisnę jeszcze. Westchnęłam.
- Dzień dobry. – usłyszałam głos Bartka. Uśmiechnęłam się do niego.
- Dzień dobry. – odpowiedziałam tym samym.
- Mam dla ciebie dobre wieści. – szczerzył się jakby przynajmniej noga mi odrosła.
- Tak, więc słucham.
- Dzisiaj po południu będziesz mogła opuścić te cztery ściany. – no dobra, ta wiadomość też mnie ucieszyła nie tak jakby mi odrosła noga, ale trzeba się cieszyć z małych rzeczy.
- O jak dobrze. – westchnęłam.
- I znalazłem kilku bardzo dobrych rehabilitantów. – klasnął w dłonie.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się. – Jest jakiś w pobliżu Rzeszowa.
- Właściwie to tak. – spojrzał na swoją listę. – Jest jeden. – podał mi kawałek papieru z imionami i nazwiskami, a także z adresem.
- Dziękuję jeszcze raz.
- Czy ma kto po ciebie przyjechać?
- Tak. Zadzwonię zaraz po siostrę. – uśmiechnęłam się na myśl, że zaraz opuszczę to straszne miejsce. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce. Nie był on mój, pewnie ktoś musiał mi go zostawić. Wszystkie potrzebne numery się w nim znajdowały. Wybrałam numer do Magdy. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci…
- Słucham! Aaa… - odpowiedziało mi po drugiej stronie.
- Oddychaj Madziu! Zaraz będziemy w szpitalu! – usłyszałam głos Karola.
- Rodzisz! – wydarłam się na całą salę.
- Jak to cholernie boli! Jedź szybciej! – krzyczała na swojego męża. – Zadzwoń do Karoliny! – usłyszałam tylko po drugiej stronie i połączenie zostało przerwane. Zajebiście. Będę ciocią. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wybrałam numer do Karoliny. Odebrała od razu.
- Mogłabyś po mnie dzisiaj przyjechać? – zapytałam na wstępie.
- Jasne! O której po ciebie być?
- Tak koło 12, 13.  – uśmiechnęłam się do telefonu.
- Będę o 12.
- Dziękuję. – zakończyłam połączenie wciskając czerwoną słuchawkę. Mam jeszcze godzinę. Spakuję się w tym czasie. Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła pielęgniarka.
- Zmienię pani opatrunek. – uśmiechnęła się promieniście.
- Dziękuję. – odwzajemniłam.
- Jak pani spała, był tu jakiś mężczyzna. – mówiła odwijając bandaż z mojej nogi. – I przyniósł torbę i w środku jest pani ubranie na dzisiaj. Był bardzo miły. – popatrzyła na mnie. – To pani brat? – wróciła do ściągania opatrunku.
- Chłopak. – odpowiedziałam dumnie.
- Ma pani szczęście.
- Wiem. – uśmiechnęłam się.
- Pomóc się pani przebrać i spakować? – zapytała lejąc coś na nogę, strasznie szczypało.
- Naprawdę zrobi to pani dla mnie? – popatrzyłam na nią.
- Z przyjemnością. – uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję jeszcze raz. – gdy skończyła owijać moją nogę bandażem, wyciągnęła z torby ubranie. Pomogła mi trochę w ubraniu spodni i spakowała leżące na szafce rzeczy, potem przyprowadziła dla mnie wózek.
- To cudeńko jest pani. – wskazała na mój środek transportu i uśmiechnęła się.
- Nie rozumiem. – popatrzyłam na nią.
- Przywiózł to pani chłopak. – położyła ręce na biodra.
- Gotowa? – usłyszałam głos Karoliny. Kiwnęłam głową. Usiadłam na wózku i położyłam torbę na kolanach. Pożegnałam się z miłą pielęgniarką i Bartkiem. Zjechałyśmy windą na parter i Karolina pchając mój wózek, bo ja jeszcze na to siły nie miałam, dopchała mnie do swojego samochodu, w którym siedział Temur. Resztkami sił podniosłam się z wózka i usiadłam na tylnym siedzeniu. Temur złożył mój wózek i włożył go do bagażnika, to samo zrobił  z moją torbą. Ruszyliśmy do domu Magdy gdzie wszyscy się zatrzymali, przeze mnie.
- Słyszałaś! Magda rodzi! – klasnęła w dłonie.
- Tak. – odpowiedziałam szczęśliwa. – Słyszałam, jak do niej dzwoniłam.
- Dzwoniłaś do niej? – zdziwiła się.
- No tak chciałam, żeby ktoś po mnie przyjechał.
- To czemu nie zadzwoniłaś do mnie?
- Bo ty nigdy nie odbierasz. – wzruszyłam ramionami.
- No w sumie też prawda. – uśmiechnęła się. – Jedźmy już. Musisz wypocząć, żeby zobaczyć potem małego.
- Ciocia musi wypocząć. – zaśmiałam się. – A ty jak tam? Wszystko w porządku.
- Tak. Byłam już na pierwszej wizycie i wszystko jest w porządku. – uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Powiedziałaś już?
- Jeszcze nie. – pokręciła głową. – Powiem, za niedługo.
- Nie karz mu czekać. – popatrzyłam na Temura. Nie rozumiał jeszcze za bardzo co mówimy, więc robiłyśmy to swobodnie. Chociaż pewnie i tak się domyślił o co chodzi. W końcu głupi nie jest.
- Masz rację. Powiem mu dzisiaj. – postanowiła. Uśmiechnęłam się tylko na jej słowa i zmęczona sama nie wiem czym, zasnęłam. Obudził mnie huk. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam u Magdy w domu. Usiadłam na brzegu łóżka i przybliżyłam do siebie wózek. Usiadłam na nim i wyjechałam z pokoju. W kuchni stała Karolina i zbierała z podłogi szkło. Uśmiechnęła się na mój widok i zaczęła zamiatać odłamki.
- Może jesteś głodna? Zrobić ci coś do jedzenia?
- Aż tak źle się nie czuję, by ktoś robił dla mnie jedzenie. – uśmiechnęłam się. – Jakbyś wiedziała jakie jedzenie szpitalne jest okropne. – skrzywiłam się. – Współczuję Magdzie. A właśnie Karol dzwonił?
- Tak. I ma niespodziankę. – zaśmiała się. – Urodziła się dziewczynka. Mamy jej zawieźć czystą bieliznę i ubranie. Jedziesz z nami? – popatrzyła na mnie.
- Jasne. Pomóż mi z kanapkami. Zjem szybko i możemy jechać. – uśmiechnęłam się. Szybko uwinęłyśmy ze zrobieniem kanapek i równie szybko zniknęły one z talerza. Posprzątałam po sobie i ruszyłam w stronę samochodu. Wpakowałam się do niego znacznie szybciej niż wcześniej i ruszyliśmy do szpitala.
-------------------------------------------------------------
Jest  Was coraz więcej co bardzo mnie cieszy :3  miłego :*

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 14



Z chłopakami spędziłam miłe popołudnie, potem wygoniłam ich do domu, żeby poszli spać i ewentualnie coś zjeść. Bartek jak obiecał tak i przyszedł.
- Wszystkie wyniki są bardzo dobre. Za kilka dni będziesz mogła wrócić do domu. – uśmiechnął się.
- Mam jeszcze pytanie. – kiwnął głową. – Wspominałeś coś o operacji.
- A tak. – spochmurniał. – Twoje nogi były zmiażdżone, jedną udało się uratować, drugą niestety musieliśmy amputować do kolana. – nie dowierzałam w to co powiedział. Łzy płynęły po policzkach. Mojego lekarza widziałam jak przez mgłę. To nie może być prawda. Potrząsnęłam lekko głową. Dlaczego? – Wszystko w porządku? – popatrzył na mnie.
- Jak kurwa może być w porządku!? Jak!? Nie mam jednej nogi. Jak ja będę teraz grała? Jak tańczyła? Wszystko skończone. Nie mam po co żyć. – szepnęłam cicho chowając twarz w dłoniach. – Przepraszam. – powiedział po chwili. – To nie twoja wina. Nie chciałam tak na ciebie naskoczyć. – nieśmiało popatrzyłam w jego stronę.
- Nic się nie dzieję. – uśmiechnął się lekko. – Naprawdę mi przykro. Muszę już iść. Spróbuj zasnąć. – popatrzył w moją stronę i wyszedł. Łatwo powiedzieć. Przewróciłam się powoli na lewy bok. Jak ja będę teraz grała? Na pewno też już nie wystąpię w żadnym przedstawieniu. Przez ten wypadek całe życie będę miała spieprzone. Kolejne łzy poleciały po policzkach. Muszę zerwać z Piotrkiem, będę dla niego tylko ciężarem. Jak tylko przyjdzie powiem mu to wszystko chociaż to nie będzie dla mnie łatwa sprawa. Zamknęłam oczy wyobrażając sobie moją najbliższą przyszłość. Jeszcze kilka dni… Dni? Chyba powinnam powiedzieć miesięcy. Nie wyobrażałam sobie przyszłości, bez mężczyzny, którego tak bardzo kocham. Teraz też ciężko było mi sobie to wszystko poukładać w głowie. W ogóle w jakim ja jestem szpitalu? Do Łodzi jeszcze mieliśmy daleko. Może gdzieś mnie przewieźli? Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Położyłam się na plecach i w oczach znowu stanęły łzy. Magda, Karolina, Mariusz i Maciek wszyscy mieli mokre policzki od tych cholernych łez.
- Kochanie. – odezwała się Magda łamiącym głosem. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest.
- Nie jest? – zapytałam zdziwiona. – Nie mam nogi! – wrzasnęłam. Popatrzyła tylko na mnie współczującym wzrokiem i przytuliła mocno.
- Żyjesz kochanie i to jest najważniejsze. – szepnęła przez łzy.
- Ale co to za życie. – popatrzyłam na nią.
- Ej nie przesadzaj. – usiadł obok mnie Mariusz. – Zawsze mogło być gorzej. – tak on potrafi pocieszyć człowieka.
- Poza tym zawsze można kupić protezę. – wtrącił Maciek.
- Tyle, że kosztuję to multum. – powiedziałam smutno.
- Jeśli się złożymy to wcale takie drogie nie będzie. – uśmiechnęła się Karolina.
- Nie! – powiedziałam stanowczo.
- Z tym sobie sama nie poradzisz. – powiedziała Magda, która cały czas mnie do siebie przytulała. – Pomożemy ci, czy tego chcesz czy nie. – miała rację, sama nic nie wskóram.
- Dobra. – powiedziałam zrezygnowana.
- I to właśnie chcieliśmy usłyszeć. – uśmiechnął się Maciek.
- Gdzie ja w ogóle jestem, znaczy w jakim szpitalu?
- W Warszawie. – uśmiechnęła się Karolina.
- Jakim cudem? – zapytałam zdziwiona.
- Obiecałaś, że przyjedziesz, po rzeczy. Mariusz pamiętał. – uśmiechnęła się. – Tir uderzył w was jak byliście już blisko. – ile ja mogłam spać, że aż tyle przejechaliśmy? Dziwne. – My już będziemy lecieć, bo jest późno. Powinnaś odpocząć trochę i pójść spać.
- Chyba masz rację. – uśmiechnęłam się na siłę.
- Wpadniemy jutro. – przytuliła się do mnie Karolina. – Z Pauliną. - dodała
- Okey. – wyszli. Znowu zostałam sama. Dla mnie to lepiej, chciałam wszystko przemyśleć. To wszystko co się stało, to wszystko co jest teraz i to co dopiero ze mną będzie. Spokojem jednak nie nacieszyłam się długo. Pit obiecał, że wpadnie jak się wyśpi i coś zje tak, więc przyczłapał do mnie. Popatrzeć na niego?
- Co jest? –złapał moją rękę. Nie patrz mu w oczy Natalia! Dużo jednak nie mogłam zrobić, gdy złapał moją głowę w swoje wielgaśne ręce. – No powiedź mi. – uśmiechnął się.
- Piotruś, ja… - łzy skutecznie mnie uciszyły. Jednak ja się nie poddam. – Musimy zerwać! – powiedziałam szybko, znowu spuszczając głowę w dół.
- Co ty mówisz? – w jego głosie można było wyczuć, że to co powiedziałam nie przypadło mu do gustu.
- Ja nie mam nogi. – łzy ciekły po policzkach. – Nie chcę być dla ciebie ciężarem. – lekko podniosłam głowę do góry, by zobaczyć jego wyraz twarzy.
- Wiesz, może nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, ale tak czy siak nigdy bym nie zostawił cię samej. Kocham cię, a to do czegoś zobowiązuję. Nie będziesz dla mnie ciężarem, w ogóle słyszysz się? Kocham cię! Nawet bardziej niż siatkówkę, jesteś moim małym światem. Tylko moim. – przytulił się do mnie. Nie wiem ile mogliśmy tak siedzieć. 10 może 15 minut.
- Piotruś, ale ja nie mam nogi. – znowu zaczęłam swoje.
- Dobrze, że nic więcej ci się nie stało. – uśmiechnął się. – Kupimy ci protezę.
- To nie będzie to samo. – spuściłam głowę. – Nie będę mogła tańczyć, ani grać. Po co ci taka dziewczyna, kiedy możesz mieć każdą.
- Ale ja nie chcę każdej. – popatrzył na mnie. – Ja chcę tylko ciebie. – niby takie proste słowa, a ciarki po plecach przeszły.
- Mam najlepszego chłopaka na świecie. – uśmiechnęłam się do niego.
- Z grzeczności nie zaprzeczę. – puścił mi oczko.
- I do tego jaki skromny.
- I przystojny zapomniałaś dodać. – przytulił mnie. – Kocham cię. – pocałował mnie w policzek i przyłożył swoje czoło do mojego. Jego piękne błękitne oczy patrzyły na mnie z taką troską jak żadne inne. – Poradzimy sobie jakoś z tym wszystkim, zobaczysz. – uśmiechnął się. – A teraz idź już spać.
- Spałam już wystarczająco długo. – odburknęłam.
- Musisz się wyspać. – trwał przy swoim. – Jak wszystko będzie dobrze to wypuszczą cię do domu.
- Czy siedziałeś przy mnie cały czas jak spałam? – spojrzałam na niego nieśmiało.
- Odkąd tylko się dowiedziałem. – uśmiechnął się. – Było dla mnie to trochę dziwne, że nie odbierałaś telefonu. Dlatego dzwoniłem do Mariusza zawsze wymyślał jakieś historyjki, żeby tylko nie powiedzieć mi co się stało. Jak w końcu powiedział to myślałem, że go zabiję normalnie. Ukrywał to przede mną tak długo.
- A co z treningami przed ME?
- Spokojnie. – uśmiechnął się. – Przyjeżdżałem jak mogłem, a teraz mam trzy dni wolnego, dlatego jestem tu cały czas. – pocałował. – Od jutra trzy dni z tobą.
- Wytrzymasz?
- Będę musiał. – uśmiechnął się i dostał ode mnie w ramię. – Kiedy wychodzisz?
- Podobno wszystkie badania wyszły bardzo dobrze, więc pewnie za niedługo. Tylko wolałabym wyjść na nogach. – zaczęłam skubać kołdrę. Nic nie powiedział, tylko czulę przytulił. Jak mi tego brakowało. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i totalnie rozkleiłam. Zaczął gładzić moje włosy.
- Już nie płacz. – szepnął mi do ucha. – Wszystko jakoś się ułoży, zobaczysz. Przecież nie jesteś sama. Masz mnie, Magdę, Karolinę, Mariusz i jednego i drugiego, Szymona i Maćka. Masz wokół siebie ludzi, którzy cię ma prawdę kochają i chcą dla ciebie jak najlepiej. Czy to nie jest najważniejsze? – nastała cisza. Miał rację.
- Kocham cię. – pocałowałam go w policzek.
- Nie będziesz już płakała?
- Nie mogę tego obiecać. – uśmiechnęłam się smutno. – Ale się postaram.
- I to jest moja dziewczyna! – wrzasnął. – A teraz spać!
- Dobrze. – uśmiechnęłam się.
- Dobranoc. – pocałował mnie. – Kolorowych snów. – przykrył mnie kołdrom, pocałował w czoło i po cichutku wyszedł z sali.
 -----------------------------------------------------------------------------
Złych wieści ciąg dalszy, teraz może być tylko lepiej :)

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 13



Niedługo po tym jak wsiadłam do samochodu smacznie już chrapałam. Musieliśmy trochę przejechać, a ja miałam Mariusza zmienić jak będzie zmęczony. Nie wiedziałam jednak, że po przebudzeniu usnę na dłużej. Przetarłam zaspane oczy i popatrzyłam na Mariusza.
- Zmęczony? – uśmiechnęłam się. – Zmienić cię? – popatrzył na mnie.
- Jeszcze nie chcę mi się spać. – uśmiechnął się. Popatrzyliśmy się na drogę, ale dużo nie mogliśmy już zrobić. W naszą stronę jechał tir. Kierowca chyba zasnął. Mariusz ostro skręcił chcąc wjechać na drugi pas. Czułam, że uderzy w nas. Pamiętam ten widok bardzo dobrze, przekleństwo Mariusza, pisk opon i ciemność. Umarłam. Nie? Powoli otworzyłam ciężkie powieki. Nie mogę się ruszyć! Co się dzieję. Rozejrzałam się. Mariusz był cały we krwi. Czy on nie żyje?  Tak, patrzy na mnie. Dlaczego nie czuję tego, że trzyma mnie za rękę?
- Natalia? – powiedział chrapliwym głosem. – Wszystko w porządku? – kiwnęłam głową. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – powieki stały się takie ciężkie. Podnosiłam je z wielkim trudem. – Nie zasypiaj! Nie! Otwórz oczy! – krzyczał, ale ja nie miałam siły, żeby go posłuchać. Usłyszałam dźwięki syren, oczu jednak nie otworzyłam, to było za trudne zadanie.
- Słyszy mnie pani? – usłyszałam głos mężczyzny.
- Tak. – wyszeptałam.
- Może pani otworzyć oczy? – kiwnęłam przecząco głową. – Proszę spróbować. – zaczął mnie zachęcać. Powoli podnosiłam powieki, które mimo moich wysiłków opadały. Nie mogłam ich otworzyć. Poczułam, że łzy leciały po moich policzkach. – Proszę się nie poddawać. – znowu podjęłam walkę. Tym razem spróbowałam podnieść je szybciej. Otworzyłam! Mrugnęłam kilka razy. Nie było koło mnie Mariusza. Trochę się przestraszyłam. – Bardzo dobrze! Widzi mnie pani?
- Tak. Gdzie Mariusz? – spytałam ledwo co mówiąc.
- Wszystko z nim dobrze, proszę się nie martwić.
- Natalia! – usłyszałam jego głos. Uśmiechnęłam się lekko. – Bądź silna!
- Pomoże nam pani trochę, dobrze? – kiwnęłam głową. – Proszę popatrzeć na swoje nogi. – moja głowa posłusznie powędrowała w kierunku moich nóg. I zamarłam.
- One, one są zmiażdżone. – wyszeptałam, przez łzy.
- Spokojnie, proszę się nie denerwować. Przykryjemy teraz panią kocem i przetniemy blachę, dobrze?
- Tak. – od tułowia po samą głowę znalazłam się pod kocem.
- Proszę tylko nie usypiać. -  usłyszałam wielki hałas, który na chwilę mnie ogłuszył. Znowu zamknęłam oczy i chyba usnęłam, chociaż obiecałam, że tego nie zrobię. To było jednak silniejsze ode mnie.
Było chyba dobrze. Czułam, że ktoś trzyma moją rękę. Miałam założone coś na twarzy, chyba maskę tlenową. Jak przez mgłę, zobaczyłam siedzącego obok Mariusza. Płakał, czułam jak jego łzy spadają na moją rękę. Czułam jak ją całuję i coś szepcze:
- Piotrek mi nie wybaczy, nigdy. – uścisnęłam jego dłoń. Popatrzył na mnie i pogłaskał po głowię. – Wszystko będzie dobrze. – uśmiechnął się na siłę. Wiedziałam, że coś jest nie tak, już podczas wyciągania z samochodu. Zamknęłam oczy. Tysiące myśli krążyły po głowie.
- Nic nie mów Piotrkowi. – wyszeptałam przez coś blokowana.
- Nic już nie mów. – złapał mocniej za rękę. – Obiecuję, że nie powiem. – oczy znowu się zamknęły i słyszałam tylko krzyki.
- Tracimy ją! Proszę odejść! Proszę się odsunąć! – wszystko zgasło.


Oczami Mariusza

        Ona umiera na moich oczach, a ja nie mogę jej pomóc. Co ze mnie za przyjaciel? Usiadłem trochę dalej jak prosił mnie lekarz. Mija minuta reanimacji i nic, druga, trzecia to koniec, koniec. Umarła. Nie! Wraca tętno, wraca. Już ją mają! Mają ją! Teraz poleciało kilka łez szczęścia. Żyję, Boże kocham cię. Dziękuję! Zacznę chodzić do kościoła! Ja płaczę jak dziewczyna, ale mam powód. Ona żyję! Ja pierdole! Jakie my mamy szczęście, że żyjemy! Kocham życie! Tylko żyj Natalia! Proszę! Usiadłem znowu koło niej i złapałem za rękę tym razem się nie obudziła.


Oczami Natalii

            Umarłam? Nie czuję, ból. Żyję! Chciałam podnieść rękę, ale coś mi na to nie pozwalało. Otworzyłam oczy i oślepiło mnie białe światło. Mrugnęłam kilka razy, oczy przyzwyczajały się powoli do widoków obok mnie. Popatrzyłam na pomieszczenie. Było bardzo przestronne. Stało w nim tylko jedno łóżko, moje. Obok mnie z lewej strony była szafka. Leżało na niej dużo rzeczy. Po prawej stronie stało wiele urządzeń, które cały czas pikały. Dopiero teraz zauważyłam, że jestem do nich podłączona. Znowu chciałam podnieść rękę, ale bez skutku. Nie mogłam się też podnieść, każdy nawet najmniejszy ruch powodował ogromny ból w całym ciele. Był nie do wytrzymania. Jakimś cudem z mojego gardła wydarł się cichy krzyk. Poczułam, że w końcu mogę poruszać ręką. Ujrzałam… Pita? Przecież Mariusz obiecał! Obiecał mi, że nic mu nie powie! Poczułam jak po policzkach płyną łzy.
- Nie płacz kochanie. – uśmiechnął się. Widziałam jego oczy. Były całe czerwone. Ile on tu mógł siedzieć? Ile spałam? Dlaczego on tu jest? Gdzie Mariusz? Drzwi od sali otworzyły się
- Musi pan na chwilę wyjść. – zorientowałam się, że przyszedł do mnie lekarz. Piotrek pocałował mnie w rękę i wyszedł. – Dzień dobry. – uśmiechnął się. Był dosyć młody. Miał bardzo ładny uśmiech, nie był za wysoki. Włosy były trochę dłuższe od Pita i brązowe. – Muszę teraz coś sprawdzić, proszę się nie denerwować. – odkrył moje nogi. Zauważyłam, że są całe zabandażowane. Chciałam coś powiedzieć, ale zapomniałam, że nie mogę. Zaczęłam się dusić, cała trząść i znowu ciemność. – Pani Natalio! Słyszy mnie pani? – potrząsnęłam głową i popatrzyłam na niego przymrużając oczy. – Może już pani mówić. – uśmiechnął się. – Proszę. – przełknęłam ślinę i otworzyłam usta, musiałam kaszlnąć.
- Czy będę mogła chodzić? – cicho coś z siebie wydusiłam, a w oczy zaczęły szczypać łzy.
- Spokojnie operacja poszła bardzo dobrze. Bardzo się staraliśmy i wszystko poszło doskonale. To nic, że nie będzie pani nic czuła, ale to tylko chwilowe. Wróćmy do sprawdzania. Ukuję panią lekko, a pani mi powie, czy coś czuję, dobrze? – spojrzał na mnie.
- Tak. – wychrypiałam. Jęknęłam cicho. – Miało być lekko! – powiedziałam trochę głośniej.
- Przepraszam. – powiedział trochę zaskoczony.
- Ma pan zimne ręce. – uśmiechnęłam się. Popatrzył na mnie, a oczy to mu mało co z orbit nie wyleciały.
- Czuję to pani?
- Nie, o tak mi się powiedziało. – wywróciłam oczami.
- Dziwne. – tyle usłyszałam z jego ust.
- To chyba dobrze, nie? – popatrzyłam na niego.
- To wyśmienicie! – krzyknął. – A jak się pani czuję?
- Natalia. – ledwo co podniosłam rękę i podałam mu. Popatrzył na nią trochę krzywo i uśmiechnął się.
- Bartek. – uścisnął moją dłoń.
- Mam jeszcze jedno takie malutkie pytanie.
- Słucham. – odpowiedział grzecznie.
- Ile spałam?
- Półtora miesiąca. – no to tym mnie zaskoczył. Minę musiałam mieć niezłą. – Dobrze, ja już muszę iść. Jeszcze dzisiaj mnie pani, to znaczy jeszcze mnie dzisiaj zobaczysz. – wyszedł. Widziałam jak rozmawia z Piotrkiem. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc ten widok. Bartek mógł mieć góra metr osiemdziesiąt, przy Piotrka dwóch z haczykiem wyglądało to komicznie. W końcu zobaczyłam jak kieruję się w moją stronę.
- Cześć kochanie. – zobaczyłam w jego oczach łzy. – Tak strasznie się o ciebie bałem. – pocałował moją rękę.
- Piotruś. – siłą woli moja rękę znalazła się na jego policzku. Przytulił się do niej i zamknął oczy.
- Przez Mariusza nic nie wiedziałem. – głos mu się łamał. – Powiedział mi dopiero po Lidze Światowej.
- Dobry z niego przyjaciel. – uśmiechnęłam się. – Nie chciałam, żebyś wiedział. Nie chciałam, żebyś siedział tutaj cały czas. W końcu jesteś siatkarzem, kochanie. Grasz nie tylko dla siebie, grasz też dla milionów ludzi. Grasz dla mnie. To twoje całe życie. Nie chcę ci go zmarnować.
- Nie mów już nic. – przerwał mi, a na jego policzkach pojawiły się łzy. – Ty jesteś moim całym światem. Nie wiem co bym zrobił jakby ci się coś stało. Chyba nie wytrzymałbym. Kocham cię tak bardzo! – krzyknął i przytulił się do mnie. Z wielkim wysiłkiem podniosłam drugą rękę i głaskałam go po plecach.
- Już wszystko, dobrze. – pocałowałam go w głowę. – Już dobrze. – powtórzyłam. – Lepiej opowiadaj o LŚ.
- Pierwsze miejsce. – powiedział bez większego entuzjazmu.
- Były zegarki? – uśmiechnęłam się.
- Tak, nawet jeden dla ciebie kupiłem.
- Czy ja o czymś nie wiem? – podniosłam jedną brew.
- Zostałem najlepiej blokującym! – krzyknął i znowu się do mnie przytulił.
- Jestem z ciebie taka dumna. A powiedź mi. – popatrzyłam na niego. – Żadna cię nie podrywała?
- Daj spokój. – machnął ręką.
- Znaczy tak! Wiedziałam! Mój mały biedny Piotruś sobie nie poradzi.
- Mały, biedny? – uśmiechnął się.
- Tak bardzo cię kocham. – nasze spojrzenia się spotkały. – Pocałuj mnie. – wyszeptałam. Nasze usta się spotkały. Jak ja na to długo czekałam.
- O to ja widzę może nie będę przeszkadzał! – krzyknął za nami tak bliski mojemu sercu głos.
- Mariusz idioto! – krzyknęłam na niego. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest! Chodź tu. – przywołałam go gestem ręki. – Tak się cieszę. – przytuliłam się do niego. – Ale to nie zmienia faktu, że jesteś idiotą.
- Przyprowadziłem kogoś. – uśmiechnął się, a w drzwiach ujrzałam Szymona. Jak bym mogła to wstałabym i rzuciła mu się na szyję. Mariusz podjął rozmowę z Nowakowskim, już się boję jej skutków. Uśmiechnęłam się do Pałki, który nie pewnym krokiem znalazł się koło mnie.
- Tęskniłam. – przytuliliśmy się.
- Ja też. – powiedział nieśmiało.
- Piotruś!
- Tak? – odwrócił się w moją stronę.
- Ledwo stoisz na nogach. – podpierał się o moje łóżko, by czasami się nie wywalić.
- No nie przesadzajmy. – uśmiechnął się.
- Przecież widzę. Jadłeś coś w ogóle?
- Nie. – spojrzał na podłogę.
- No ja nie wytrzymam. Marsz do domu coś zjeść i spać.
- Ale…
- Żadne, ale jeszcze popadniesz w jakąś chorobę. – westchnęłam. – Zrób to dla mnie, proszę.
- Dobra, ale jak tylko się wyśpię to przyjadę do ciebie. – pocałował mnie w czoła.
- Będę czekała. – uśmiechnęłam się i odprowadziłam go wzrokiem.
- Coś ty dziewczyno ze sobą zrobiła! – ta, jak ja go kocham.
- A tak jakoś wyszło. – uśmiechnęłam się.
- Nawet nie wiecie jak za wami tęskniłem. – oparł ręce o biodra.
- Te nie przesadzaj. To, że ty jesteś gejem to okey, ale mnie do tego nie mieszaj. – Mariusz odsunął się od niego.
- Jak ja za tym tęskniłam. – wybuchłam śmiechem.
-------------------------------------------------------
I pechowa trzynastka :) 

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 12



Weszliśmy do mojego jakże pięknego pokoju. Łóżka były nie pościelone, po podłodze walały się rzeczy Mariusza i ostatnie nie spakowane moje. Jakoś mi to nie przeszkadzało Piotrkowi raczej też nie. Co tam rzeczy skoro mogłam go tyle nie widzieć.
- Piotruś. Ja będę tęskniła. – przytuliłam się do środkowego.
- Przecież zobaczymy się jeszcze. – i mówi to ten co sam wczoraj ryczał jak dziewczynka. – No już nie płacz. – otarł moje policzki. – Chcę zapamiętać cię radosną. – uśmiechnął się.
- Ale ja nie umieram. – zaśmiałam się. – A poza tym wczoraj ty też… - nie dokończyłam. Nowakowski był taki delikatny, we wszystkim co robił. Całował tak jakbyśmy się mieli nie zobaczyć już nigdy. Namiętnie, delikatnie i długo. Dla mnie mogło trwać to bez końca. Dla niego chyba też. Jest zdecydowanie inny od wszystkich. Całując się z Hubertem albo chociażby z Michałem, pewnie dążyli by do jednego, ale nie on. Oderwaliśmy się od siebie. Odruchowo popatrzyłam w dół. Jego ręka dotknęła mojego podbródka i podniosła go do góry. Zatraciłam się w jego cudownych niebieskich oczach.
- Kocham cię. – cichy szept tych słów sprawił, że po plecach przeszły mi ciarki, a do oczu napłynęły łzy. Złapałam jego głowę w swoje dłonie i miziałam policzek.
- Też cię kocham. – zaplotłam ręce na jego szyi, a z oczu poleciały pojedyncze łzy. Poczułam, że chyba pierwszy raz powiedziałam to komuś szczerze. Popatrzyłam na niego jego oczy były zaszklone, aż w końcu z prawego oka poleciała łza. Otarłam ją opuszkiem palca, a potem pocałowałam jego policzek. Przyciągnął mnie do siebie mocniej i znowu pocałował. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne, nie przeszkadzało mi to. Nie pozostawałam mu dłużna. Rękami przeczesywałam mu włosy, on swoimi błądził po moich plecach. Odrywając się przygryzałam jego dolną wargę. Uśmiechnął się słodko.
- Będzie mi cię naprawdę brakowało. – patrzył mi w oczy. Położyłam palec na jego ustach.
- Nic nie mów. – szepnęłam. – Nacieszmy się tą chwilą. – ugryzłam mu ucho. Zarumienił się i pokiwał głową. Zaczął całować moją szyję, delikatnie i z umiarem. Jego ręce nie śmiało zjeżdżały w stronę mojej pupy. Z moich ust wydobył się lekki odgłos rozkoszy. Wziął mnie na ręce i pocałował. Zaczął kierować się w stronę drzwi, oparł mnie o nie i nie przestając całować przekręcił kluczyk. Zaplotłam swoje nogi mocniej na jego biodrach i ściągnęłam jego koszulkę. Odwrócił się i szybkim krokiem podszedł do łóżka opadając na nie. Z ust wydobył się cichy jęk. Czy tego właśnie chcę? Chyba tak. Kocham go. Popatrzyłam na niego.
- Coś nie tak? – przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Zrozumiał to doskonale. Delikatnie zaczął ściągać moje spodenki. Serce zaczęło szybciej bić, a w głowie miło szumiało, pustka. Całując go, koślawo rozpięłam jego pasek. Nie potrafiłam robić tego tak jak on. Jeszcze nie. Rozpięłam guzik i powoli  pozbyłam się jego spodni.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – kiwnęłam twierdząco głową i uśmiechnęłam się.
- Czy to boli? – spojrzałam na niego nieśmiało.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się i pozwoliłam mu wrócił do poprzednich czynności. Zaczął całować szyję schodząc coraz niżej, piersi, potem brzuch. Pozbył się bielizny górnej jak i dolnej. Pocałował namiętnie. Wszystko robił tak jakby bał się, że coś mi zrobi. W końcu poczułam go w sobie. Krzyknęłam przygryzając wargi. Uśmiechnął się i pocałował mnie. Nasze oddechy były coraz szybsze. Cicho jęczałam, jego dłoń odnalazła moją. Złapał ją i ścisnął mocno. Popatrzyłam na niego, przyspieszył tępo. Pisnęłam głośno, potem zatraciłam się w pocałunku. Kropelki potu pojawiały się na naszych ciałach. Oddech coraz szybszy, jego zwinne ruchy, moje krzyki. Zapomniałam o całym otaczającym nas świecie. Kochałam go, kochałam jak głupia. Przecież nie znam go, a czuję do niego to co jeszcze do nikogo. Położył się obok mnie, wtuliłam się w niego. Zaczął zbierać włosy z mojej twarzy. Pocałował.
- Kocham cię. – powtórzył te słowa jeszcze raz. Nie przejmowaliśmy się niczym, czas mógł lecieć. Mieliśmy przecież siebie nawzajem tyle nam wystarczało. Usnęłam.
Usłyszałam odgłos budzika.
 – Śpij. – pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się i usiadłam na łóżku.
- Która godzina? – zapytałam, łapczywie patrząc na jego nagie ciało.
- Piętnaście po drugiej. – on też przyglądał mi się uważnie. – Jesteś piękna. – uśmiechnęłam się i nieśmiało popatrzyłam mu w oczy. – Podejdź do mnie. – bez zastanowienia owinięta w kołdrę skierowałam się w jego stronę. – Będę tak bardzo za tobą tęsknił. - opuszkami palców dotykał mojego policzka. Przytuliłam się do niego.
- Kocham cię. Pamiętaj o tym. – cicho szepnęłam.
- Nigdy nie zapomnę. – uśmiechnął się. – Szczególnie po tym jak przy pieczętowaliśmy naszą miłość.
- Ładnie powiedziane. – pocałował mnie.
- Muszę już iść. – tak bardzo nie chciałam usłyszeć tego zdania. Podniósł z ziemi koszulkę i ubrał na siebie. – Ubierz się nie chcę, żeby Mariusz cię tak zobaczył. Jesteś tylko moja. – pocałował mnie w czoło. Kiwnęłam głową, rzuciłam kołdrę na łóżko i ubrałam sukienkę leżącą na krześle. Piotrek przekręcił kluczyk w drzwiach, powoli je otwierając. – Do zobaczenia w Rzeszowie. – ostatni pocałunek na pożegnanie, ostatnia bliskość ciał, ostatnia wymiana spojrzeń, ostanie usłyszane słowa.
– Kocham cię. – wyszeptane przez oboje. Łzy, gorzkie łzy, spływające po policzkach i koniec. Zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku, na którym przed chwilą leżałam wtulona w mężczyznę, którego tak bardzo kocham. Zamknęłam oczy, przypominając sobie wszystko jeszcze raz, każdy szczegół, każdy ruch, krzyk. Usnęłam zmęczona po tym wszystkim co się stało. Obudził mnie Mariusz. Powoli podniosłam ciężką powiekę i popatrzyłam na jego ucieszoną mordkę.
- Wstawaj jedziemy do Łodzi! – krzyknął uradowany. – Zdobyłem dwa bilety! – to było jak sen. Patrzyłam na niego niedowierzając w to co przed chwilą powiedział. – Czemu śpisz? – uśmiechnął się cwaniacko.
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć. – przypomniał mi o najcudowniejszej rzeczy jaka mnie dotąd spotkała. – Dziękuję za to, że cię mam przy sobie. – przytuliłam się do niego.
- Weź, bo mnie jeszcze Pit zabiję. – odepchnął mnie lekko. – Zbieraj się! Wyjeżdżamy! – kiwnęłam twierdząco głową. Wzięłam rzeczy, których Piotrek pomógł mi się pozbyć i skierowałam się w stronę łazienki. Usłyszałam dźwięk, sms.
- Ej! Sms ci przyszedł! Mogę przeczytać?
- Jakbym ci powiedziała, że nie możesz to i tak byś przeczytał! Więc czytaj! – odchrząknął teatralnie.
- Już tęsknię, buźka. Napisać mu, że przyjeżdżamy?
- Nie!
- Dlaczego? A! Już rozumiem. Niespodzianka!
- Dokładnie! – krzyknęłam. – Która godzina?
- Dochodzi szósta, a co?
- Tak się tylko pytam. – odpowiedziałam.
- No zbieraj się! Nie będę na ciebie czekał! – wydarł się na cały hotel. – No wyłaź już! Ja też chcę!
- I mówi to ten, który jeszcze nie jest spakowany! – krzyknęłam do niego i zebrałam ostatnie rzeczy leżące na podłodze. Wepchałam je jakoś do walizki i usiadłam zadowolona na łóżku. – Wychodzę! – oznajmiłam zabierając telefon z szafki.
- Gdzie? – popatrzył na mnie i zaraz wrócił do siłowania się z walizką.
- Do Karoliny. Muszę powiedzieć, że wyjeżdżam. – uśmiechnęłam się.
- Dobra, ale za… - popatrzył na zegarek. – 15 minut masz być z powrotem.
- Jasne! – wybiegłam z pokoju i szybko znalazłam się na odpowiednim piętrze. Wpadłam do pokoju bez pukania. Karolina czytała książkę, a Temura nie było nigdzie w pobliżu. – Jadę do Łodzi! – nie owijałam w bawełnę.
- Po co? – spytała, nie odrywając wzroku od książki.
- Na mecz. Mariusz zdobył 2 bilety. – popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.
- Jedź, do tego Piotrka. – nie zaskoczyło mnie to, że wie do kogo chciałam jechać i kogo spotkać.
- Dzięki. – przytuliłam się do niej i wybiegłam z jej pokoju jak poparzona.
- Dłużej nie mogłaś?
- Miałam 15 minut. – zmierzyłam do wzrokiem. – Nie byłam u niej nawet 10.
- Dobra, dobra. Idziemy!
- Sprawdziłeś, czy wszystko jest zabrane?
- Tak. – przytaknął.
- No to idziemy. – wyprowadziliśmy walizki na korytarz. Mariusz poszedł już w stronę windy, a ja jeszcze raz przeszukałam mieszkanie. Upewniłam się, że rzeczywiście nic w nim nie zostało.  Zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę recepcji. Oddałam kluczyk dziękując nie wiadomo za co i wyszłam z miejsca gdzie spotkało mnie tyle nieszczęścia jak i słodkiej radości. Wsiadłam do samochodu zajmując miejsce pasażera, zapięłam pas i ruszyłam w drogę.
-----------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 13 będzie pechowy... Dlaczego? Sami się przekonacie. Tymczasem macie ode mnie dwunastkę. :) miłego czytania :*

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 11



Weszłam cała zapłakana do pokoju i od razu poczłapałam do łazienki. Pod prysznicem byłam dobre 20 minut. Totalnie zmęczona położyłam się na łóżku z Szymonem i usnęłam. Jednak ta noc nie należała do najlepszych. Co chwilę się budziłam, ale nie dlatego, że miałam jakieś koszmary. W sumie to sama nie wiem dlaczego.
- Co się dzieję? – podczas dziesiątej pobudki, zaspany Szymon w końcu się mną przejął.
- Nie wiem, właśnie. Dziwnie się czuję. – odwróciłam się do niego.
- Miłość kochanie, miłość. – uśmiechnął się. – Pogadamy o tym jutro. – pocałował mnie w czoło. – Idź spać. – przewrócił się na drugi bok. Też się odwróciłam i usnęłam. Na szczęście już się nie obudziłam. Rano za to obudził mnie Mariusz.
- Hej, wstawaj. – miział mnie po włosach. Otworzyłam oczy i popatrzyłam na niego. Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy.
- Cześć. – usiadłam i przeciągnęłam się ziewając przy tych czynnościach. – Szymona nie ma?
- Bo on już pojechał do Rzeszowa. – powiedział gapiąc się w podłogę. – Masz zostawił swój telefonu dla ciebie. – uśmiechnął się smutno.
- Też będę tęskniła Mariusz. – przytuliłam się do niego.
- Szymon to ma szczęście. Będzie cię mógł widywać codziennie.
- Będę cię odwiedzała. Na pewno. Nie zapomnę o tobie nigdy. – pocałowałam go w głowę. – Dzięki tobie zapomniałam o Hubercie.
- Ale bez ciebie będzie tak nudno.
- To przyjedź do mnie na wakacje. Co ty na to? – uśmiechnęłam się.
- A co na to Twoi rodzice?
- Ja już mieszkam w Rzeszowie, bo moi rodzice wyjechali już dawno za granicę. Kilka razy chcieli, żebym z nimi zamieszkała, ale ja nie chcę wyjeżdżać z Polski.
- Mieszkasz sama?
- Tak, a naprzeciwko mieszka Mariusz z dziewczyną. Często z do nich przychodzę. W sumie to częściej siedzę u nich w mieszkaniu niż w swoim. Jakoś nie mogłam się do niego przyzwyczaić przez 2 miesiące. Może jak teraz będę tam mieszkała to jakoś to się zmieni. No rozgadałam się. To jak przyjedziesz?
- W sumie to dlaczego, nie? – od razu humor mu się poprawił. Nie ukrywałam ja też cieszyłam się jak mała dziewczynka. W pokoju rozległ się dzwonek mojego telefonu. Wzięłam go z szafki i przycisnęłam klawisz z zieloną słuchawką.
- Cześć Magda. Co tam?
- Chciałam ci powiedzieć, że dzisiaj tylko ja z Karolem wracamy do domu. Karolina jeszcze zostaję. – czułam jak uśmiecha się do mnie przez telefon. – Możesz z nią zostać, jeśli chcesz.
- Jasne! – krzyknęłam. – Odwiedzimy was jak będziemy wracać albo tylko ja.
- Właśnie masz przyjechać! – krzyknęła. – Przecież ja mam chyba ze dwa pudła twoich rzeczy w domu.
- Oj przepraszam. – zaczęłam się śmiać do telefonu. – Przyjadę na pewno. – popatrzyłam na Mariusza. – Przyjdę zaraz do was.
- Dobra, czekamy. – rozłączyłam się.
- Możesz zostać jeszcze kilka dni? – zapytałam z nutką nadziei.
- Zostajesz?! – bardziej stwierdził niż zapytał. – Zajebiście! – zaczął mną kręcić. – Jasne, że mogę zostać.
- Szymon dawno pojechał? Może jeszcze wróci. – wzięłam kartkę z jego numerem i zaczęłam wciskać kolejno cyferki.
- Nie zawróci. – popatrzył na mnie. – Obiecał dziewczynie, że wróci dzisiaj.
- O! No nic we dwójkę też będzie spoko. – uśmiechnęłam się. – Tylko tym razem masz mnie nigdzie samej nie zostawić. – pogroziłam mu palcem.
- Obiecuję. – położył rękę na sercu. Uśmiechnęłam się, wzięłam jakieś rzeczy i weszłam do łazienki. – Chcesz coś do picia? – usłyszałam głos Marcyniaka.
- A nie idziemy na śniadanie? – spytałam wychodząc z łazienki.
- A no możemy iść. – uśmiechnął się.
- Ale na początku musimy iść do Magdy. Muszę się z nią pożegnać.
- Jasne. A nie mogłabyś iść sama?
- Dlaczego?
- Bo ja się wstydzę.
- No nie przesadzaj! – popchnęłam go lekko. – Chodź! – wyprowadziłam go za drzwi, zamykając je za sobą. Zobaczyłam na korytarzu Piotrka, on też mnie zauważył. Podejść do niego, czy nie? Zobaczyłam jak się uśmiecha. Zaczęłam biec w jego kierunku, zostawiając za sobą Marcyniaka. Podbiegłam do niego. Wziął mnie na ręce i zakręcił. Popatrzył na mnie z góry i zaczął odgarniać moje włosy.
- Nie pojechałaś jeszcze?
- Nie. – uśmiechnęłam się. – Zostaję jeszcze kilka dni.
- My dzisiaj po południu wyjeżdżamy. – popatrzył na mnie smutnymi oczami.
- Zobaczymy się dopiero w Rzeszowie? – chciałam, żeby powiedział, że zobaczymy się wcześniej.
- Prawdopodobnie. – czułam jak łzy szczypią moje oczy. – Chyba, że dostaniemy parę dni wolnych przed ME. – rozmawialiśmy nie zwracając uwagi na nikogo. Ja zapomniałam o Mariuszu, Piotrek zapomniał, że obok stoi Grzesiek. Uśmiechnęłam się na siłę.
- Muszę już iść. Zobaczymy się jeszcze przed twoim wyjazdem?
- Jasne. – uśmiechnął się. – Przyjdę do ciebie. – pocałował mnie w czoło.
- Będę czekała. – poszłam w swoją stronę puszczając jego rękę. Odwróciłam się jeszcze kilka razy i razem z Mariuszem poczłapaliśmy na 4 piętro. Zapukałam po długich namowach Mariusza i kazaniu, że wchodzenie bez pukane jest złe.
- Proszę! – usłyszałam głos Magdy.
- Hej. – uśmiechnęłam się.
- Cześć. – przytuliła mnie. – Zaraz wyjeżdżamy. Ledwo co zdążyłaś. Masz do nas przyjechać chociaż na tydzień jak będziesz wracała. Możesz wziąć Mariusza. – popatrzyła na niego.
- Naprawdę mógłbym przyjechać? – wskazał na siebie palcem.
- Tak! Nie chcę rozdzielać Natalii od chłopaka. – popatrzyliśmy na siebie i oboje wybuchliśmy śmiechem.
- O to się pośmiałam. – otarłam niewidzialną łzę. – Mariusz nie jest moim chłopakiem, Madziu. – uśmiechnęłam się.
- A to nie z nim wczoraj byłaś w kawiarni? – popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie. Skąd wiesz, że wczoraj byłam w kawiarni. – uniosłam brew.
- No wiesz, bo. A co ja ci się będę tłumaczyła starsza jestem. – wypięła dumnie pierś i siadła obok mnie. – Martwię się o ciebie po prostu. – zaczęła głaskać mi włosy. – Ciocia kazała mi cię pilnować, żebyś nie zrobiła nic głupiego. – popatrzyłam na nią. – Wiem, że nie zrobiłabyś nic głupiego, ale zawsze się o ciebie martwiłam i będę martwiła. Taka już jestem, kochanie.
- Wiem. – popatrzyłam na nią. – Dziękuję. – pocałowałam ją w czoło.
- Magda. Chodź idziemy już. – do pokoju wszedł Karol. – O cześć. – uśmiechnął  się.
- Już idę. – przytuliła się do mnie. – Pa. – weszła do windy, a my schodami zeszliśmy do jadalni. Zauważyłam jak Piotrek mnie do siebie woła. Popatrzyłam na Mariusz, on się tylko uśmiechnął i poszedł po jedzenie. Podeszłam do niego i popatrzyłam nieśmiało. Czy on pokazuję, żebym mu usiadła na kolanach? No nie, nie będę się gasiła przy całej reprezentacji. Usiadłam obok nie patrząc na niego.
- Masz przyniosłem ci kanapkę! – ciszę przerwał Mariusz.
- Dzięki. – popatrzyłam na niego i odebrałam talerz.
- Po śniadaniu możemy iść do ciebie? – zapytał nieśmiało Piotrek.
- Jasne. Mariusz pójdziesz sobie gdzieś, nie?
- Tak! Miałem zamiar iść na miasto. – uśmiechnął się.
- O której jedziecie? – zwróciłam się do ukochanego.
- O 15.
- Będziecie mieć czas na pożegnanie. – potrząsnął brwiami Marcyniak.
- Oj przestań! – wywróciłam oczami.
- Dobra już nie zaprzeczaj. – zaśmiał się. – Ja po prostu wiem swoje i tyle. Nie zamydlisz mi oczu swoim kłamstwem. – zmierzył mnie wzrokiem.
- Ja już nie mam do ciebie siły. – westchnęłam.
- Musisz zostawić coś dla Piotrka. – uśmiechnął się i dostał ode mnie w ramię. – To boli. – jego usta wygięły się w podkówkę.
- Miało. – syknęłam.
- Współczuję ci Piotrek. – popatrzył na mnie. – Nie będziesz miał z nią lekko. – pokiwał głową. – Dobra nie przeszkadzam wam, gołąbeczki. – uśmiechnął się i cały czas patrząc na nas wyszedł z jadalni.
- To jak idziemy? – zapytał Nowakowski.
- Jasne. – złapałam go za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny za nami :D miłego czytania ;) i zachęcam do komentowania, jeśli się podoba, a jeśli nie to z chęcią dowiem się co powinnam poprawić :D 

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 10



Doszliśmy na molo w bardzo miłej atmosferze. Cały czas rozmawiając i śmiejąc się serdecznie. Najpierw jednak trudno było nam nawiązać rozmowę. Nawet wymienić kilka zdań między sobą. Po przyjściu zeszliśmy na plażę i usiedliśmy między jakimiś kamieniami.
- I jak ci  się podoba? – zapytał po chwili.
- Chciałabym tu mieszkać. – patrzyłam na fale, które obijały brzeg. – Jest tu cicho i spokojnie. – nie odrywałam wzroku od wielkiej tafli wody, która rozciągała się przed nami.
- Rzeczywiście urocze miejsce. – uśmiechnął się.
- Uroczy to ty jesteś. – palnęłam bez namysłu.
- Co? – popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
- Co? Czy ja coś mówiłam. – próbowałam się jakoś z tego usprawiedliwić. Głupia! Najpierw pomyśl zanim coś powiesz.
- To było miłe. – złapał mnie za rękę. – Ale to chyba ja powinienem komplementować. – gdybym mogła to zapadłabym się pod ziemie. Jak ja mogłam mu powiedzieć coś takiego. Czułam, że jestem cała czerwona. Patrzyłam się na nasze nogi. Tylko nie podnoś głowy do góry. Puścił moją rękę i usiadł naprzeciwko mnie. Złapał moją głowę w te swoje wielkie ręce i popatrzył prosto w oczy. – A myślałem, że to ja jestem nieśmiały. – uśmiechnął się. – Przecież nic się nie stało. Chodźmy już, bo robi się późno. – podał mi swoją rękę. Wstałam i otrzepałam się z piasku. Popatrzyłam na Piotrka, który bacznie przyglądał się moim czynnością.
- Coś nie tak? – spytałam.
- Wszystko w porządku. – uśmiechnął się. – Myślę, że dzięki tobie w końcu się zmienię, ale na dobre.
- Dlaczego tak myślisz?
- Ja to wiem. – złapał mnie za rękę. – Chodźmy już jest ciemno. Pewnie się o ciebie martwią.
- Dziękuję. – przystanęłam i przytuliłam się do niego.
- To ja powinienem dziękować tobie. Po rozstaniu z Olą myślałem, że już nie znajdę takiej wyjątkowej osoby jak ona. Okazało się, że wcale nie była taka idealna. Znalazła się osoba, która jest jeszcze bardziej wyjątkowa. Jesteś nią ty. – uśmiechnął się. – Wiem, że nie jestem idealny, ale czy chciałabyś się ze mną jeszcze kiedyś zobaczyć? – popatrzyłam do góry mając już mokre od łez policzki. – Nie płacz.
- Dziękuję! – znowu się do niego przytuliłam.
- Za co?
- Za to, że jesteś. Tylko tyle jest mi potrzebne do szczęścia. – podniósł moją brodę do góry i popatrzył mi w oczy.
- Lubię patrzeć w twoje oczy. Są takie śliczne. – pocałował mnie w czoło. – Chodźmy już. – objął mnie w pasie. To już chyba było to na co się czeka całe życie. Na tą miłość, na idealnego partnera. Piotrek jest nim. Jest w każdym centymetrze idealny.
- Zawsze mnie dziwiło jedno. – popatrzyłam na niego.
- Hmm?
- Jak ty się odnajdywałeś w tych wszystkich swoich szalonych fankach, skoro jesteś taki nieśmiały?
- Byłem z Olą. Nie obchodziły mnie one, potem w sumie też nie. Nie widziałem tam tej jedynej. Im chodziło tylko o to, że jestem siatkarzem i tyle. – skończył swój monolog.
- Mogę się o coś spytać? – powiedziałam to dosyć nieśmiało.
- Oczywiście. – uśmiechnął się.
- Dlaczego już z nią nie jesteś? – patrzyłam na chodnik.
- Bo okazało się, że ona zalicza się do tych dziewczyn, które obchodzi tylko jedno. Pieniądze. Będąc ze mną mogła kupować sobie co chciała. To ja już się tak pytamy to ja też mam pytanie. – popatrzyłam do góry. Zarumienił się.
- Czy pan się rumieni? – uśmiechnęłam się serdecznie.
- Może… - spojrzał na mnie.
- No pytaj! – zachęcałam. – O co chodzi?
- Bo ja nie wiem czy powinienem. – to zawsze będzie ten sam nieśmiały Pit. Nie da się go zmienić całkowicie. To dobrze.
- Chodzi ci o Huberta?
- Po części.
- Po części?
- No tak, bo to. No bo on i ty, no wiesz. – zaczął się jąkać.
- Chodzi ci o to czy z nim spałam? – popatrzył na mnie trochę dziwnie. – No co? O to chodzi.
- Ja bym nie użył takiego słowa. – oburzył się.
- To już wiem, dlaczego Krzysiek bierze cię do pokazywania jak gra się w najlepszym programie o  siatkówce.
- To powiesz mi? – zagadnął nieśmiało.
- Jestem dziewicą mój drogi. – oczy to mu mało z orbit nie wyleciały jak mu o tym powiedziałam. Czy w dzisiejszym świecie jest to aż tak dziwne, że dziewczyna w moim wieku nie uprawiała jeszcze sexu? Ten świat schodzi na psy. – Zaskoczony?
- Troszeczkę. – zmieszał się.
- Tak myślałam. – i ta nieznośna cisza. Chciałam coś powiedzieć, ale wszystkie słowa teraz stały się mało ważne. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę, a tak chciałam usłyszeć jego głos. Zobaczyć jego uśmiech po tym jak coś powiem. Popatrzeć w te jego cholernie piękne oczy. Nie wiedziałam jak to zrobić, co powiedzieć.
- To co kiedy się jeszcze zobaczymy? – popatrzył na mnie.
- Jak najszybciej. – popatrzyłam mu w oczy i po policzkach poleciały łzy. Przytulił mnie do siebie bez słowa. Staliśmy tak dobre 10 minut.
- Przecież jeszcze mnie zobaczysz. – uśmiechnął się.
- Ale… - czy on mnie pocałował? Tak! Jejku. Jakie to miłe uczucie, całować kogoś na kim naprawdę ci zależy.
- Przepraszam. – oderwał się.
- Nie masz za co. Powinnam nawet  podziękować. Wiesz w końcu poczułam, że komuś na mnie zależy, że nie jestem sama. – popatrzyłam na niego. Jego oczy były zaszklone.
- Będę tak cholernie tęsknił. – w końcu wybuchł.
- Ja też. Chodźmy już. – złapałam go za rękę. Jak doszliśmy do hotelu było grubo po 11. Jak na dżentelmena przystało Pit odprowadził mnie pod drzwi mojego mieszkania, by tam się ze mną jeszcze raz pożegnać. Przytulił mnie, wypłakał się w ramię, wziął numer telefonu, znowu przytulił i poszedł w stronę swojego pokoju.
-----------------------------------------------------------------------------
 Coś słabo czytacie :/ smutno mi :<

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 9



Jejku jaki on jest słodki. Nie znałam jeszcze takiego chłopaka, który jest taki nieśmiały. Jest taki wyjątkowy i inny. Ale tak samo myślałam o Michale i jak wyszło? Może z nim będzie inaczej. Tak wmawiaj sobie to Natalia, wmawiaj. Ale spróbować zawsze można.
- To co dzisiaj? – zapytałam po dłuższej chwili.
- Czemu, nie? – uśmiechnął się.
– To której?
- Ja mogę nawet teraz. – widelcem dziubał ziemniaki. Czy ja jestem taka straszna? Nie może popatrzeć  mi się nawet w oczy?
- To jak zjemy to pójdziemy na miasto. Co ty na to? – no popatrz na mnie w końcu. Nie widziałam jeszcze jego oczu.
- Dobrze. – TAK! Popatrzył na mnie w końcu i uśmiechnął się słodko. No dobra wcześniej też się patrzył, ale nasze spojrzenia się nie spotykały. Jejku! Zarumienił się, ja normalnie nie wytrzymam, dlaczego on musi być taki słodki? Chciałam jak najszybciej zjeść ten obiad i już wyjść na tą kawę.
- To co idziemy? – Piotrek popatrzył na mnie jak by jakiegoś ducha zobaczył. – Coś nie tak?
- Nie nic, po prostu myślałem, że pójdziesz do pokoju jeszcze czy coś. – zmieszał się.
- Nie jestem typem modnisi. – uśmiechnęłam się.
- To chodźmy. – wyszliśmy z jadalni i nastała taka niezręczna cisza. - A tak w ogóle to gdzie idziemy? – zaczął rozglądać się po okolicy jak już opuściliśmy hotel.
- Właściwie to nie wiem. Nie znam dobrze Gdańska. Przejdziemy się po okolicy może znajdziemy jakąś kawiarnie. – uśmiechnęłam się.
- Ja znam jedno bardzo ciekawe miejsce. – powiedział jak zawsze lampiąc się w podłogę, nie wiem co w niej takiego ciekawego.
- Tak, więc prowadź. – wrzasnęłam i poczłapałam za nim. – Jejku jak ty szybko chodzisz. – powiedziałam po chwili zadyszana.
- A przepraszam. – uśmiechnął się do mnie. Rozumiecie to uśmiechnął się, no to u mnie też pojawił się banan na twarzy. – Zapomniałem, że jesteś niższa.
- Bardzo śmieszne, naprawdę. – odburknęłam.
- Ale ja nie chciałem cię obrazić. – zaczął się tłumaczyć. – Przepraszam.
- No dobrze, wybaczam ci. To gdzie tak właściwie idziemy?
- Zobaczysz. – uśmiechnął się tajemniczo. Czy on nie zrobił się trochę śmielszy? Nie sądzicie? Czy ja już go tak zmieniłam? – Słyszałem, że jutro wyjeżdżasz. – a tutaj już zapytał mnie znowu nieśmiało. Westchnęłam dosyć głośno.
- Niestety. – teraz to ja patrzyłam na ten ciekawy chodnik, po którym właśnie stąpaliśmy.
- Niestety. – powtórzył po mnie. – Czy myślisz, że coś dzieję się przypadkowo, czy jednak nie wierzysz w coś takiego?
- Przypadek? Zawsze staramy się mu pomóc, nie uważasz? Wszystko dzieję się za naszą sprawą.
- Tak, chyba masz rację. Ale jak mu pomóc?
- Tego sam musisz się dowiedzieć. Nie znam na to pytanie odpowiedzi. – uśmiechnęłam się. Nastała krótka cisza.
- Gdzie idziesz na studia? – więc tak chcesz mu pomóc?
- Do Rzeszowa. – popatrzyłam na niego. Humor mu się wyraźnie poprawił.
- Czemu akurat tam?
- Bo dostałam propozycję grania w Rzeszowie, więc bez zastanowienia się zgodziłam. I tak wyszło, że studiować będę tam.
- To będziesz przychodziła do mnie. – uśmiechnął się.
- Co? – jak do niego? Co? Po co? Na co? Co mu się stało? Natalia ty głupia jesteś! Przecież nie może chodzić o nic dziwnego. Skarciłam się. Przecież on jest taki nieśmiały. Spokojnie poczekaj na odpowiedź.
- No, bo mówiłaś, że nie potrafisz gotować. To skoro będziesz mieszkała w Rzeszowie to mogę dla ciebie gotować. – odpowiedział speszony.
- Dziękuję. To miłe. Rzeczywiście jestem w tym kiepska. Mama się śmieję, że dlatego nie znajdę sobie chłopaka. – uśmiechnęłam się. Mój telefon zadzwonił, a na wyświetlaczu widniał napis „ PATKA <3”. – Słucham? – odebrałam od razu.
- Jestem w Gdańsku!!! – krzyknęła mi do ucha.
- Jednak przyjechałaś na wakacje?
- Tak! Wbijaj do mnie! I to już! Rox i Domi chcą cię zobaczyć. CZEŚĆ NATSON!!! – Krzyknęły do telefonu.
- Cześć! – odpowiedziałam. – Patuś ja teraz za bardzo to nie mogę.
- To my wpadniemy do ciebie.
- Tyle, że nie jestem teraz w hotelu.
- Pff… Mam w telefonie „ Sprawdź gdzie są twoim znajomi” czy coś w tym stylu. Zaraz cię namierzymy. Pa.
- Zajebiście. – mruknęłam pod nosem i schowałam telefon to kieszeni.
- Coś się stało? – popatrzył na mnie.
- Nie nic. – uśmiechnęłam się. – Tylko możemy nie być sami.
- Już zauważyłaś, że Kurek idzie za nami?
- Co? – obejrzałam się za siebie. – Nie chodziło mi o niego. Dzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała, że mnie znajdzie. Jak mrocznie to zabrzmiało. – zaśmiałam się.
- To poznajmy ich ze sobą i zostawmy. – nachylił się nade mną i szepnął mi to do ucha. Nie powiem serce to zaczęło mi tak bić, że jakby mogło to wyrwałoby mi się z piersi.
- Dobry pomysł. – przytaknęłam.
- Wiem. – wyszczerzył się. – O! Już jesteśmy. – krzyknął uradowany. – Panie przodem. – uśmiechnął się otwierając mi drzwi.
- Dziękuję. – jejku tu jest prześlicznie. Dlaczego nie powiedziałam tego na głos? – Jejku tu jest prześlicznie. – popatrzyłam na niego.
- Mówiłem, że znam fantastyczne miejsce. – patrząc na to wszystko stwierdziłam, że tu nie pasuję. Jak usiedliśmy i popatrzyłam w kartę dań to cyferki mnie przeraziły. Dobrze, że przyszliśmy tylko na kawę.  
- Chcesz może jeszcze jakieś ciasto? – zapytał nie odrywając głowy od menu.
- Sama kawa zdecydowanie mi wystarczy. – uśmiechnęłam się do niego.
- A ja to bym se wziął ciasto. – rozmarzył się Bartek.
- Yyyy… - taka była moja reakcja na jego przybycie. Jakby nigdy nic usiadł sobie z nami i zaczął przeglądać moją kartę.
- Cześć Natalia! – usłyszałam głos Patrycji. Chyba nie poznała dwóch panów siedzących razem ze mną przy stoliku.
- Hej! – wstałam i przytuliłam się do niej. – A gdzie Dominika i Roxana?
- Zostały w domu! – nachyliła się nade mną. – Bo wiesz przyszli do nich chłopaki. – szepnęła mi do ucha i zaczęła się śmiać. – Także nie chciałam przeszkadzać, bo tak nie wypada. – popatrzyła na chłopaków.
- A tak! To jest Piotrek i Bartek. – uśmiechnęłam się. – A to Patrycja. – ustąpiłam miejsca Patce obok Bartka, a ja usiadłam obok Piotrusia. Mieliśmy tylko dwa menu, niechętnie Nowakowski się swoim ze mną podzielił. Od czasu do czasu spoglądaliśmy na Patrycje i Bartka.
- Ej może zostawimy ich już samych? – szepnął mi do ucha Pit.
- Myślisz, że już się wystarczająco dobrze poznali?
- Nie zauważą nawet jak wyjdziemy. Mówię ci.
- To chodźmy. – wzięłam go za rękę. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale chyba mu się spodobało, bo odwzajemnił uścisk. Miał rację! Nikt nie zauważył, że wyszliśmy, ale na wszelki wypadek zaczęliśmy biec.
- Szybciej! – krzyczał Piotrek, który był przede mną o dobre kilka metrów, ta kilka… KILKANAŚCIE!
- Człowieku ja nie mam takiej kondycji. A szczególnie teraz! Nie dawno jadłam obiad! – próbowałam się jakoś usprawiedliwić.
- To żadna wymówka!
- Nie ma bata już nie biegnę. – tupnęłam nóżką. Zaczęłam iść powoli nie zwracając na nic uwagi. I patrząc pod nogi, by tylko nie zobaczyć co zrobił Nowakowski. Okazało się, że szedł w moją stronę i w tej samej linii co ja, a co za tym idzie nie patrząc gdzie idę weszłam w niego. – Ała!!! Zrobiłeś to specjalnie.
- Może. – popatrzyłam do góry i ujrzałam jego piękny uśmiech. Obeszłam go i poczłapałam dalej. – Ej no! – krzyknął za mną. A ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Idziesz czy nie?!
- Już! – podbiegł do mnie i koślawo próbował złapać mnie za rękę. O nie Piotrusiu tak nie będzie. Musisz jeszcze chwilę poczekać. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, on także spojrzał na mnie.
- To gdzie idziemy? – zaplotłam ręce za plecami.
- Może na molo?
- Dla mnie spoko. – teraz będzie coś w stylu romantyczna randka po molo. Nieźle to sobie wymyślił muszę przyznać.
---------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za tak długą przerwę, ale te ciepłe dni trzeba było wykorzystać :D już dziś kolejny mecz! kto się nie może doczekać? damy radę! miłego czytania :*

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 8



Gdy Szymon wyszedł wyobraziłam sobie jakby wyglądało moje życie z Nowakowskim. Czy dobrze będzie jak go tak zmienię? A może nie powinnam z nim być. Tysiące myśli krążyły po mojej głowie. Skończyłam wkładać wszystkie rzeczy do walizki, zamknęłam ją i położyłam się żeby to wszystko jeszcze raz dokładnie przemyśleć.
- Idziemy stąd! – krzyknął Szymuś wpadając do pokoju.
- Gdzie? – podniosłam się.
- Jak to gdzie? Na obiad. – popatrzył na mnie jak na jakąś psychicznie chorą. – No ruszaj dupsko, bo nam wszystko wyjedzą.
- Już. – odpowiedziałam niechętnie i zaczęłam wlec się w stronę drzwi.
- A tak poza tym to wiem gdzie mieszka Piter. – uśmiechnął się od ucha do ucha. Wydaję mi się czy on się cieszy bardziej niż ja? Tak cieszy się bardziej niż ja. – Co jest?
- No, bo on taki jest nieśmiały. Czy jak będzie ze mną to się nie zmieni? Nie chcę go zmieniać, bo stanie się kimś kim nie jest, a wtedy to już nie będzie ten sam nieśmiały Piotruś co kiedyś. – skończyłam mój wywód.
- Może to mu wyjdzie na dobre. A zresztą nie przejmuj się tym teraz. Będziesz się przejmowała jak z nim będziesz. – znowu zobaczyłam banana na jego twarzy.
- Może masz racje.
- No pewnie, że mam. Ja zawsze mam! – krzyknął.
- Nie byłabym tego taka pewna. – popatrzyłam na niego.
- Co ty powiedziałaś?
- To co słyszałeś! – zaczęłam się śmiać i biec, bo on zaczął mnie gonić.
- Chodź tu!
- Chciałbyś!
- Zobaczysz zaraz dostaniesz. – brakowało mi tej spontaniczności. Hubert zawsze robił to co uważał za słuszne nie zwracał uwagi na to czy ktoś coś mu powie czy też nie. Szymon tak bardzo mi go przypominał. Może dlatego tak się do niego przywiązałam. Przy tych rozmyślaniach potknęłam się o swoją nogę i jak nie trudno się domyślić wylądowałam ma podłodze.
- Nic ci nie jest. – Szymon zaraz był koło mnie.
- Nie nic. – uśmiechnęłam się i popatrzyłam mu w oczy. Nie wiem dlaczego, ale zachciało mi się płakać.
- Na pewno nic się nie stało?
- Na pewno. – uśmiechnęłam się i wstałam.
- Skoro nic ci nie jest… - przeciągnął. – To teraz dostaniesz. – oczywiście już miałam zaciesz. A jeszcze większy jak mój bff wziął mnie na ręce i przerzucił przez ramię.
- No dobra przepraszam! – zaczęłam krzyczeć, gdy już dochodziliśmy do stołówki. – Zawsze masz rację!
- Teraz to sobie możesz. – zaczął się śmiać. – Narobię ci takiego obciachu, że przez miesiąc się nigdzie nie pokażesz.
- Obawiam się, że twój plan się nie powiedzie. – odparłam ze spokojem.
- To niby dlaczego?
- Bo jutro już mnie tutaj nie będzie.
- No tak. – odpowiedział trochę ciszej. – Ale dzień jest jeszcze długi. Dobra wystarczy tego noszenia. Ciężka jesteś wiesz?
- Dzięki. – zaczęłam się poprawiać.
- Jakie to uczucie być w najlepszym programie o siatkówce? – podbiegł do nas Igła ze swoją kamerą.
- Pozdrawiam mamę i tatę. Nie oglądajcie tego. Dobranoc. – uśmiechnęłam się.
- Ej to nie tak miało być! – krzyknął niczym mała dziewczynka.
- A więc jak?
- No ja ci zadaję pytanie, a ty mi na nie ładnie odpowiadasz.
- Przecież odpowiedziałam.
- Ale nie tak jak trzeba! – tupnął nóżką.
- Czuję się naprawdę zajebiście będąc w tym programie. Może być?
- Użyłaś niecenzuralnego słowa.
- Lepiej nie potrafię.
- Chodź tu Piotruś i pokaż jak to ma być!
- Dlaczego on?! – krzyknął Bartek.
- Bo ty się do tej roli nie nadajesz. – nawet nie wiem kiedy pojawił się koło nas Nowakowski.
- Co mam mówić. – spytał patrząc w podłogę. Krzysiu teatralnie odchrząknął i zaczął zadawać dziwne pytania na które chyba nie oczekiwał odpowiedzi.
- No dobra, a teraz do rzeczy. Ja zadam ci pytanie a ty na nie odpowiesz, ok? – ostateczne pytanie.
- Nie jestem głupi Krzysiek. – środkowy zmierzył wzrokiem naszego kochanego Libero.
- Czasami… - uśmiechnął się. – Dobrze, a teraz pierwsze pytanie. Jakie to uczucie być w najlepszym programie o siatkówce?
- Czuję się bardzo wyróżniony, chociaż w sumie to nie, bo jestem siatkarzem i z twoją kamerą Krzysztofie mam do czynienia codziennie, więc już się przyzwyczaiłem.
- Cięcie! – wrzasnął już trochę zdenerwowany. – Nie kochacie mnie. – popatrzył na nas z wyrzutem. – To takie niesprawiedliwe.
- Bardzo. – Piotrek zakończył jego monolog.
- Czy ja już mogę iść coś zjeść? – spytałam o pozwolenie.
- Tak idź. Zostaw mnie tu samego na pastwę losu.
- Okey. To cześć! – krzyknęłam i poszłam w stronę jedzenia, które już mnie wołało
‘zjedź mnie, zjedź mnie!’
- Chodź tu! – krzyknął Szymon. Dokładnie nie mogłam określić jego położenia. Dopiero kiedy zaczął mi machać, zorientowałam się, że siedzi razem z siatkarzami. Ja to mam szczęście. Teraz mnie będzie nagrywał jak jem. Chciałam usiąść nie zauważona, niestety siedziałam przecież koło Szymusia.
- Ej chłopaki! – wydarł się na całą jadalnie. – Tak w ogóle to jest Natalia. – zajebiście.   Ja go kiedyś zabiję jak Boga Kocham . Wszystkie oczy w jednej chwili były zwrócone na mnie.
- Cześć. – uśmiechnęłam się. Trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie. Tylko się nie zbłaźnij i nie palnij niczego głupiego. Spokojnie to tylko ludzie. Ta mogłam sobie tak powtarzać, a moje serce i tak waliło jak oszalałe. Nigdy nawet sobie nie wyobrażałam, że mogłabym jeść obiad w towarzystwie siatkarzy. A tak siedziałam koło Pita, szczęście? Nie Szymon. Usiadł specjalnie koło niego i czatował żeby nikt nie usiadł, bo było jeszcze jedno wolne miejsce, dla kogo? No oczywiście, że dla mnie. Tak, więc usiadłam sobie grzecznie między Piotrkiem, a Szymusiem. I nie chcący, ta nie chcący podsłuchałam rozmowę chłopaków.
- Ej to nie ta dziewczyna co o niej Pit cały czas gada? Ej pacz zrymowało mi się. – zaklaskał w dłonie Zati.
- Nie zrymowało się w ogóle. – zmierzył go wzrokiem Kosa. – I tak to ona. – uśmiechnął się.
- Ładna jest. – popatrzył na mnie, a ja starałam się udawać, że nic nie słyszałam.
- Dobra cicho, bo jeszcze usłyszy. – szturchnął go Grzesiek.
- Smakuję ci obiad? – zagadał nieśmiało Nowakowski.
- Tak. – uśmiechnęłam się.
- Chyba jednak nie. Nic nie zjadłaś prawie.
 - Oj, bo gorące. Smakuję. Lepszego pewnie nie ugotuję i będę musiała na miasto wychodzić jeść i przytyję. – westchnęłam.
- Tobie to chyba nie grozi. – spuścił głowę.
- No nie przesadzajmy. Nie jestem  znowu taka chuda.
- Ale ćwiczysz. – podniósł głowę i popatrzył na mnie.
- Jak się zacznie sezon to zacznę ćwiczyć.
- Grasz w siatkówkę? – ożywił się.
- Tak. Jestem przyjmującą. Wiem, że nie widać po wzroście tego, ale mam niezły wyskok i przyjęcie też mi nieźle idzie. A poza siatkówką ćwiczę balet.
- Wiedziałem! – uśmiechnął się. – Świetnie tańczysz. – powiedział już mniej odważnie.
- A właśnie! Chyba obiecałam ci, że się jakoś odwdzięczę za ten portfel. To co pójdziesz ze mną na kawę? – zapytałam trochę zdenerwowana. Nie wiedziałam co może powiedzieć.
- Z chęcią. – popatrzył mi w oczy i zaraz znowu spuścił głowę.

Oczami Piotrka

            To chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Jak bym mógł to skakał bym z radości. Pamiętacie tą dziewczynę co tańczyłem z nią na dyskotece? Idę z nią na kawę. Tylko jak ja mam się zachować. Przecież nie dam rady. Ja nie dam? Muszę! Muszę i nie ma innej możliwości. Tak, postanowione idę z nią na kawę. Najwyżej się zbłaźnie, ale w jakim towarzystwie.
 ----------------------------------------------------------------------------------
Jest i następny :)