piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 15



Usnęłam prawie od razu. Nie wiedziałam nawet jaka byłam zmęczona. Rano nie chcący obudziła mnie pielęgniarka, która zmieniając moją kroplówkę nie chcący ją upuściła. Przeciągnęłam się i popatrzyłam przez okno, była piękna pogoda, a ja tkwię tutaj. Skisnę jeszcze. Westchnęłam.
- Dzień dobry. – usłyszałam głos Bartka. Uśmiechnęłam się do niego.
- Dzień dobry. – odpowiedziałam tym samym.
- Mam dla ciebie dobre wieści. – szczerzył się jakby przynajmniej noga mi odrosła.
- Tak, więc słucham.
- Dzisiaj po południu będziesz mogła opuścić te cztery ściany. – no dobra, ta wiadomość też mnie ucieszyła nie tak jakby mi odrosła noga, ale trzeba się cieszyć z małych rzeczy.
- O jak dobrze. – westchnęłam.
- I znalazłem kilku bardzo dobrych rehabilitantów. – klasnął w dłonie.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się. – Jest jakiś w pobliżu Rzeszowa.
- Właściwie to tak. – spojrzał na swoją listę. – Jest jeden. – podał mi kawałek papieru z imionami i nazwiskami, a także z adresem.
- Dziękuję jeszcze raz.
- Czy ma kto po ciebie przyjechać?
- Tak. Zadzwonię zaraz po siostrę. – uśmiechnęłam się na myśl, że zaraz opuszczę to straszne miejsce. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce. Nie był on mój, pewnie ktoś musiał mi go zostawić. Wszystkie potrzebne numery się w nim znajdowały. Wybrałam numer do Magdy. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci…
- Słucham! Aaa… - odpowiedziało mi po drugiej stronie.
- Oddychaj Madziu! Zaraz będziemy w szpitalu! – usłyszałam głos Karola.
- Rodzisz! – wydarłam się na całą salę.
- Jak to cholernie boli! Jedź szybciej! – krzyczała na swojego męża. – Zadzwoń do Karoliny! – usłyszałam tylko po drugiej stronie i połączenie zostało przerwane. Zajebiście. Będę ciocią. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wybrałam numer do Karoliny. Odebrała od razu.
- Mogłabyś po mnie dzisiaj przyjechać? – zapytałam na wstępie.
- Jasne! O której po ciebie być?
- Tak koło 12, 13.  – uśmiechnęłam się do telefonu.
- Będę o 12.
- Dziękuję. – zakończyłam połączenie wciskając czerwoną słuchawkę. Mam jeszcze godzinę. Spakuję się w tym czasie. Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła pielęgniarka.
- Zmienię pani opatrunek. – uśmiechnęła się promieniście.
- Dziękuję. – odwzajemniłam.
- Jak pani spała, był tu jakiś mężczyzna. – mówiła odwijając bandaż z mojej nogi. – I przyniósł torbę i w środku jest pani ubranie na dzisiaj. Był bardzo miły. – popatrzyła na mnie. – To pani brat? – wróciła do ściągania opatrunku.
- Chłopak. – odpowiedziałam dumnie.
- Ma pani szczęście.
- Wiem. – uśmiechnęłam się.
- Pomóc się pani przebrać i spakować? – zapytała lejąc coś na nogę, strasznie szczypało.
- Naprawdę zrobi to pani dla mnie? – popatrzyłam na nią.
- Z przyjemnością. – uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję jeszcze raz. – gdy skończyła owijać moją nogę bandażem, wyciągnęła z torby ubranie. Pomogła mi trochę w ubraniu spodni i spakowała leżące na szafce rzeczy, potem przyprowadziła dla mnie wózek.
- To cudeńko jest pani. – wskazała na mój środek transportu i uśmiechnęła się.
- Nie rozumiem. – popatrzyłam na nią.
- Przywiózł to pani chłopak. – położyła ręce na biodra.
- Gotowa? – usłyszałam głos Karoliny. Kiwnęłam głową. Usiadłam na wózku i położyłam torbę na kolanach. Pożegnałam się z miłą pielęgniarką i Bartkiem. Zjechałyśmy windą na parter i Karolina pchając mój wózek, bo ja jeszcze na to siły nie miałam, dopchała mnie do swojego samochodu, w którym siedział Temur. Resztkami sił podniosłam się z wózka i usiadłam na tylnym siedzeniu. Temur złożył mój wózek i włożył go do bagażnika, to samo zrobił  z moją torbą. Ruszyliśmy do domu Magdy gdzie wszyscy się zatrzymali, przeze mnie.
- Słyszałaś! Magda rodzi! – klasnęła w dłonie.
- Tak. – odpowiedziałam szczęśliwa. – Słyszałam, jak do niej dzwoniłam.
- Dzwoniłaś do niej? – zdziwiła się.
- No tak chciałam, żeby ktoś po mnie przyjechał.
- To czemu nie zadzwoniłaś do mnie?
- Bo ty nigdy nie odbierasz. – wzruszyłam ramionami.
- No w sumie też prawda. – uśmiechnęła się. – Jedźmy już. Musisz wypocząć, żeby zobaczyć potem małego.
- Ciocia musi wypocząć. – zaśmiałam się. – A ty jak tam? Wszystko w porządku.
- Tak. Byłam już na pierwszej wizycie i wszystko jest w porządku. – uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Powiedziałaś już?
- Jeszcze nie. – pokręciła głową. – Powiem, za niedługo.
- Nie karz mu czekać. – popatrzyłam na Temura. Nie rozumiał jeszcze za bardzo co mówimy, więc robiłyśmy to swobodnie. Chociaż pewnie i tak się domyślił o co chodzi. W końcu głupi nie jest.
- Masz rację. Powiem mu dzisiaj. – postanowiła. Uśmiechnęłam się tylko na jej słowa i zmęczona sama nie wiem czym, zasnęłam. Obudził mnie huk. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam u Magdy w domu. Usiadłam na brzegu łóżka i przybliżyłam do siebie wózek. Usiadłam na nim i wyjechałam z pokoju. W kuchni stała Karolina i zbierała z podłogi szkło. Uśmiechnęła się na mój widok i zaczęła zamiatać odłamki.
- Może jesteś głodna? Zrobić ci coś do jedzenia?
- Aż tak źle się nie czuję, by ktoś robił dla mnie jedzenie. – uśmiechnęłam się. – Jakbyś wiedziała jakie jedzenie szpitalne jest okropne. – skrzywiłam się. – Współczuję Magdzie. A właśnie Karol dzwonił?
- Tak. I ma niespodziankę. – zaśmiała się. – Urodziła się dziewczynka. Mamy jej zawieźć czystą bieliznę i ubranie. Jedziesz z nami? – popatrzyła na mnie.
- Jasne. Pomóż mi z kanapkami. Zjem szybko i możemy jechać. – uśmiechnęłam się. Szybko uwinęłyśmy ze zrobieniem kanapek i równie szybko zniknęły one z talerza. Posprzątałam po sobie i ruszyłam w stronę samochodu. Wpakowałam się do niego znacznie szybciej niż wcześniej i ruszyliśmy do szpitala.
-------------------------------------------------------------
Jest  Was coraz więcej co bardzo mnie cieszy :3  miłego :*

1 komentarz:

  1. Świetnie ! :) kiedy kolejny? ;> Zapraszam : http://wierze-ze-bedzie-dobrze.blogspot.com/2013/08/rozdzia-1.html -zachęcam do komentowania :D

    OdpowiedzUsuń