czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 4



Chciałam się stąd jak najszybciej zmyć. Jednak ja to mam pecha.
- Chciałabyś może ze mną zatańczyć? – uśmiechnął się zalotnie Bartman, a wszystkie wiemy jak on potrafi się uśmiechać.
- Jasne. – podałam mu rękę. Co miałam zrobić? Powiedzieć mu, że nie sorry, ale już wychodzę, bo mój były przyszedł tu z jakąś farbowaną Barbie. Tańczyć to on potrafi świetnie, nie chciałam schodzić z parkietu. Może i by się udało jednak…
- Odbijany! – usłyszałam ten znienawidzony głos.
- Tak, więc zostawiam cię w jego rękach.
- Nie! Nie będę z tobą tańczyła! Co ty sobie wyobrażasz?! Przychodzisz tutaj z tą dziewczyną i jeszcze masz czelność podejść do mnie?! No masz tupet!
- Natalia, proszę.
- O nie! Ja nie jestem głupia Hubert! Zostaw mnie!
- No nie dramatyzuj. – złapał mnie za rękę.
- Nie dotykaj mnie! – on jednak nie dawał za wygraną.
- Powiedziała ci chyba żebyś odpuścił. – wtrącił się Zibi.
- Nie odzywaj się, to nie twoja sprawa. – odpowiedział oschle Hubert.
- No tak nie będziemy rozmawiać. Jeśli chodzi o to jak traktujesz kobietę to akurat jest sprawa każdego tu obecnego. Ona nie jest jakąś zabawką, mówi nie to znaczy nie. – zadziwiła mnie jego odpowiedź.
- Widzę, że skończyliście tańczyć. – uśmiechnął się Kurek. – To może w końcu i ja spróbuję. – popatrzył na mnie.
- Czemu nie? Chodźmy. – wzięłam go za rękę.
- Nigdzie nie idziesz. – nie chciał jednak odpuścić. Znowu złapał mnie za rękę.
- Nie jestem już twoją dziewczyną, kochanie. – wyrwałam się.
- Czy  to nie ten chłopak, co się całował na telebimie? – odwrócił się.
- Ta, on.
- Znaczy to on, a okey.
- Co?
- Nie nic. – uśmiechnął się. – Lubisz tańczyć?
- Kocham. Taniec to całe moje życie. – na mojej twarzy pojawił się  lekki uśmiech. – Jestem baletnicą. – jego mina mówiła sama za siebie. – Niestety moja pasja idzie na drugie miejsce, razem z siatkówką. – zaczęła się wolna piosenka, więc mieliśmy czas na rozmowę.
- Dlaczego? – cały czas czułam, że chcę złapać kontakt wzrokowy.
- Studia, mój drogi. – odważyłam się popatrzyć do góry. Jego oczy były inne niż Huberta. Takie troskliwe, miłe, ciepłe. Widać, że chciał mi jakoś pomóc, ale nie wiedział jak.
- Czy marzenia nie są ważniejsze?
- Teoretycznie tak, ale praktycznie nie jest to takie łatwe.
- To ci pomogę!
- Wątpię, czy cokolwiek się zmieni. – spuściłam głowę i nieśmiało oparłam ją o jego tors. Chyba mu się to spodobało.
- Jeśli chodzi o marzenia to zawsze warto o nie walczyć. – oparł swoją głowę o moją i przytulił się do mnie.
- Wiem, tylko moim marzeniem od dziecka było zostanie prawnikiem. Zawsze chciałam pomagać ludziom. A szczególnie, gdy w mojej rodzinie pojawiła się nie przyjemna sytuacja. Tak, tylko po co ja to tobie mówię. Pewnie mało cię to obchodzi.
- No żebyś się nie zdziwiła. – uśmiechnął się. – Może kiedyś mi pomożesz.
- Jeśli tego będzie wymagała sytuacja.
- No dobra, koniec pieszczot! – wrzasnął Kubiak. – Odbijany! – dzisiaj chyba nie dadzą mi spokoju.
- No więc. – zaczął rozmowę. – Czy Szymon to twój chłopak?
- Widzę, że nie owijasz w bawełnę. – uśmiechnęłam się. – Nie to tylko dobry znajomy.
- Tak! Jak chcesz się czegoś dowiedzieć to wal do Dzika!
- Zapamiętam to sobie. Zobaczysz będziesz miał mnie dosyć!
- Ciebie to chyba jednak nigdy nie będę miał dosyć. – łał. Dostać taki komplement od faceta, którego w ogóle nie znam, to jest coś. Chyba, a raczej na pewno się zarumieniłam. - O czy pani się rumieni? – zapytał „zdziwiony”.
- Dostać komplement od takiego pana, to zaszczyt.
- Nie przesadzajmy. – zarzucił grzywą. - Na długo zostajesz w Gdańsku?
- Miałam zostać dłużej, ale sytuacja się skomplikowała i wyjeżdżam za 2 dni.
- To znaczy, że nie pójdziesz ze mną na kolację? – zapytał z nutką nadziei.
- Czy mam to odczytać jako propozycję? – uniosłam brwi.
- Oczywiście! To jak? Dasz się zaprosić?
- Z chęcią.
- To co jutro?
- Gdzie i o której?
- Widzę, że jesteś konkretna. Lubię takie. – uśmiechnął się. – No skoro mieszkamy w jednym hotelu to może po ciebie wpadnę. Hmm?
- Tylko, że moje miejsce zamieszkania na razie nie jest bliżej określone.
- Jednakże musisz gdzieś spać. Czyż nie? – próbował udawać mądrego.
- Ależ oczywiście, tylko w tym jest problem, że jeszcze nie wiem gdzie. – moje usta wygięły się w podkuwkę.
- Zawsze możesz spać ze mną!
- Dziwnie to zabrzmiało. – zaczęliśmy się śmiać.
- Tylko ci jedno w głowie. – wywrócił oczami.
- Wypraszam sobie! – strzeliłam focha.
- No już, przepraszam. – przymilał się, ale nie dawałam za wygraną. – Co mam zrobić, uklęknąć? – uśmiechnęłam się cwaniacko. – Dobra! – wzruszył ramionami i zrobił to! Klęczał przede mną. – Czy teraz mi wybaczysz?
- Tak! – kucnęłam koło niego i przytuliłam się. – Dziękuję. – szepnęłam mu do ucha. – Muszę już iść! Do jutra. – pocałowałam go w policzek. Co ja robię? Poszłam w stronę Szymona, który nie odrywał wzroku od siedzącego nie daleko niego Huberta.
- Hej! Poczekaj! – uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam.
- Może dasz mi swój numer? – uśmiechnął się zalotnie.
- Daj telefon. – bez namysłu wyciągnął urządzenie z kieszeni. – O widzę, że jakaś Monika się do ciebie dobijała. – wskazałam na wyświetlacz. – Może jednak odwołamy tą kolację. – oddałam mu telefon. – To cześć. – odwróciłam się. Zrobiło mi się trochę smutno, w sumie to nie wiem dlaczego. W końcu to tylko kolacja, ale tak dobrze mi się z nim rozmawiało. Co ja sobie myślałam siatkarz, to za wysoki próg jak dla mnie. Głupia!
- To nie jest moja dziewczyna, już nie. – spuścił głowę. Co ich tak wszystkich wzięło na zmianę statusu z „ w związku” na „wolny” w sumie ja też zaliczam się do tych osób. Westchnęłam.
- Widać, że jej zależy. Może powinieneś dać jej drugą szanse. – w sumie nie wiem dlaczego nalegałam żeby do niej wrócił. Popatrzyłam na niego. Był idealny. Wysoki, dobrze zbudowany brunet, o pięknych błękitnych oczach, które właśnie teraz spotkały się z moimi.
- Nie po tym co zrobiła. – domyśliłam się, że chodzi o zdradę. Dlaczego mając takiego faceta zrobiła coś takiego?
- Widzę, że jedziemy na jednym wózku. – wymusiłam uśmiech.
- Drink dla pani! – wrzasnął za mną Kurek. Oderwałam wzrok od sylwetki Kubiaka i popatrzyłam na pana za mną.
- Chcesz mnie upić? – nie miałam ochoty na picie. Najchętniej to siadłam bym na sofie owinięta kocykiem z kakałkiem w ręku i dobrą książką, a może włączyłabym sobie jakieś romansidło, z Kubiakiem u boku. Co? Otrząsnęłam się.
- Może. – uśmiechnął się cwaniacko.
- Bartek my rozmawiamy. – wtrącił Dziku.
- No i?
- Nie mógłbyś odpuścić?
- Nie ma mowy. – uśmiechnął się. I panowie zaczęli się kłócić. Korzystając z chwili nie uwagi uciekłam do Szymona.
- Dostałeś drinka od Kurka. Masz! – podałam mu szklankę.
- Co jest? – popatrzył na mnie.
- No właśnie sama nie wiem. – usiadłam obok niego. – Czy to możliwe, a nieważne. – machnęłam ręką.
- Nie no mów. – zachęcał mnie.
- To nic takiego. – uśmiechnęłam się. – Idziemy?
- Najpierw wypił drinka i chyba nie zapomniałaś, że wiszę Ci kolejkę. – uśmiechnął się.
- Pamiętam. – westchnęłam.
- Wiesz co ci powiem? – nie czekając na moją odpowiedź, dokończył. – Podobasz się Kubiakowi i Kurkowi też, a wiesz co jest najgorsze? – kiwnęłam przecząco głową. – Że ja z nimi nie mam szans. – no to mnie zaskoczył. Popatrzyłam na niego. Był trochę speszony tą całą sytuacją. Poczułam, że chcę mi się płakać. – Ej, ale nie płacz mi tu. – pocałował mnie w czoło. – Napijmy się!
- Dlaczego? – po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Proszę nie rozmawiajmy o tym teraz. Patrz pani nam nalała. – próbował zmienić temat.
- Szymon! – złapałam go za rękę i popatrzyłam prosto w oczy.
- Nie patrz tak na mnie. Ja po pijaku mówię różne dziwne rzeczy. – uśmiechnął się i podał mi kieliszek.
- Tak upij mnie żebym o tym wszystkim zapomniała. – wzięłam kieliszek. – Ja poproszę jeszcze jeden. – znowu przechyliłam kieliszek. – A co mi tam raz się żyję! To jeszcze raz. – nie wiem kiedy język zaczął mi się plątać.
- Tej pani już nie lejemy! – wrzasnął Marcyniak, nie wiadomo skąd wziął się koło mnie. – Idziemy do domu! Zostawić was na chwilę to uchleją się jak świnie. – mruczał pod nosem.
- Ja jestem trzeźwa! – zdeklarowałam się.
- Właśnie widzę. Choć Szymuś idziemy.
- Ja zaraz dojdę! – wrzasnął.

Oczami Szymona

            Zawołał mnie do siebie Michał Kubiak i nie wiem czemu podszedłem do niego.
- Ej młody, gdzie ona nocuję? – zapytał trochę przybity.
- Na razie u nas w pokoju. – odpowiedziałem oschle. – Bo co?
- Muszę z nią porozmawiać i coś wytłumaczyć. Jak będzie pamiętała. – uśmiechnął się. – Tak dokładniej to pod, który numer mam się wybrać? – w sumie to chyba mogę mu powiedzieć. Niech sobie z nim życie ułoży i wszyscy będą szczęśliwi. Wszyscy? Ja, Kurek, Bartman, Nowakowski i na pewno Marcyniak nie, ale skoro ona będzie z nim szczęśliwa to ja chyba też. Zawsze mogę na nią czekać. – Ej?! – machnął mi ręką przed oczami. – Coś nie tak?
- Nie wszystko w porządku. Dzięki. – uśmiechnąłem się. – Przyjdź pod numer 56.
- Wielkie dzięki młody. – właśnie młody. Przecież mam tyle lat co ona, a na dodatek jestem od niej młodszy. Czekaj. Przecież ja mam dziewczynę! Tak zapomniałem, że jestem z nią pokłócony. Jak mogłem z nią tyle wytrzymać. Przecież ona nienawidzi siatkówki. Nie to co Natalia. Westchnąłem. Wszystko było po tej stronię żebym jednak z nią był, ale ja nie mogę. – Ej młody, ja nie chcę nic mówić, ale ten gościu z pod ściany się bacznie ci przygląda. – zaśmiał się. Popatrzyłem w jego stronę i to był błąd. Posłał mi oczko i chyba zamierzał podejść.
- To ja już chyba pójdę. – zacząłem się śmiać.
- No cześć.
----------------------------------------------------------------------------------------
No i czwóreczka :D jeszcze raz proszę o komentowanie :) bo naprawdę nie wiem czy ktoś czyta ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz