poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 14



Z chłopakami spędziłam miłe popołudnie, potem wygoniłam ich do domu, żeby poszli spać i ewentualnie coś zjeść. Bartek jak obiecał tak i przyszedł.
- Wszystkie wyniki są bardzo dobre. Za kilka dni będziesz mogła wrócić do domu. – uśmiechnął się.
- Mam jeszcze pytanie. – kiwnął głową. – Wspominałeś coś o operacji.
- A tak. – spochmurniał. – Twoje nogi były zmiażdżone, jedną udało się uratować, drugą niestety musieliśmy amputować do kolana. – nie dowierzałam w to co powiedział. Łzy płynęły po policzkach. Mojego lekarza widziałam jak przez mgłę. To nie może być prawda. Potrząsnęłam lekko głową. Dlaczego? – Wszystko w porządku? – popatrzył na mnie.
- Jak kurwa może być w porządku!? Jak!? Nie mam jednej nogi. Jak ja będę teraz grała? Jak tańczyła? Wszystko skończone. Nie mam po co żyć. – szepnęłam cicho chowając twarz w dłoniach. – Przepraszam. – powiedział po chwili. – To nie twoja wina. Nie chciałam tak na ciebie naskoczyć. – nieśmiało popatrzyłam w jego stronę.
- Nic się nie dzieję. – uśmiechnął się lekko. – Naprawdę mi przykro. Muszę już iść. Spróbuj zasnąć. – popatrzył w moją stronę i wyszedł. Łatwo powiedzieć. Przewróciłam się powoli na lewy bok. Jak ja będę teraz grała? Na pewno też już nie wystąpię w żadnym przedstawieniu. Przez ten wypadek całe życie będę miała spieprzone. Kolejne łzy poleciały po policzkach. Muszę zerwać z Piotrkiem, będę dla niego tylko ciężarem. Jak tylko przyjdzie powiem mu to wszystko chociaż to nie będzie dla mnie łatwa sprawa. Zamknęłam oczy wyobrażając sobie moją najbliższą przyszłość. Jeszcze kilka dni… Dni? Chyba powinnam powiedzieć miesięcy. Nie wyobrażałam sobie przyszłości, bez mężczyzny, którego tak bardzo kocham. Teraz też ciężko było mi sobie to wszystko poukładać w głowie. W ogóle w jakim ja jestem szpitalu? Do Łodzi jeszcze mieliśmy daleko. Może gdzieś mnie przewieźli? Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Położyłam się na plecach i w oczach znowu stanęły łzy. Magda, Karolina, Mariusz i Maciek wszyscy mieli mokre policzki od tych cholernych łez.
- Kochanie. – odezwała się Magda łamiącym głosem. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest.
- Nie jest? – zapytałam zdziwiona. – Nie mam nogi! – wrzasnęłam. Popatrzyła tylko na mnie współczującym wzrokiem i przytuliła mocno.
- Żyjesz kochanie i to jest najważniejsze. – szepnęła przez łzy.
- Ale co to za życie. – popatrzyłam na nią.
- Ej nie przesadzaj. – usiadł obok mnie Mariusz. – Zawsze mogło być gorzej. – tak on potrafi pocieszyć człowieka.
- Poza tym zawsze można kupić protezę. – wtrącił Maciek.
- Tyle, że kosztuję to multum. – powiedziałam smutno.
- Jeśli się złożymy to wcale takie drogie nie będzie. – uśmiechnęła się Karolina.
- Nie! – powiedziałam stanowczo.
- Z tym sobie sama nie poradzisz. – powiedziała Magda, która cały czas mnie do siebie przytulała. – Pomożemy ci, czy tego chcesz czy nie. – miała rację, sama nic nie wskóram.
- Dobra. – powiedziałam zrezygnowana.
- I to właśnie chcieliśmy usłyszeć. – uśmiechnął się Maciek.
- Gdzie ja w ogóle jestem, znaczy w jakim szpitalu?
- W Warszawie. – uśmiechnęła się Karolina.
- Jakim cudem? – zapytałam zdziwiona.
- Obiecałaś, że przyjedziesz, po rzeczy. Mariusz pamiętał. – uśmiechnęła się. – Tir uderzył w was jak byliście już blisko. – ile ja mogłam spać, że aż tyle przejechaliśmy? Dziwne. – My już będziemy lecieć, bo jest późno. Powinnaś odpocząć trochę i pójść spać.
- Chyba masz rację. – uśmiechnęłam się na siłę.
- Wpadniemy jutro. – przytuliła się do mnie Karolina. – Z Pauliną. - dodała
- Okey. – wyszli. Znowu zostałam sama. Dla mnie to lepiej, chciałam wszystko przemyśleć. To wszystko co się stało, to wszystko co jest teraz i to co dopiero ze mną będzie. Spokojem jednak nie nacieszyłam się długo. Pit obiecał, że wpadnie jak się wyśpi i coś zje tak, więc przyczłapał do mnie. Popatrzeć na niego?
- Co jest? –złapał moją rękę. Nie patrz mu w oczy Natalia! Dużo jednak nie mogłam zrobić, gdy złapał moją głowę w swoje wielgaśne ręce. – No powiedź mi. – uśmiechnął się.
- Piotruś, ja… - łzy skutecznie mnie uciszyły. Jednak ja się nie poddam. – Musimy zerwać! – powiedziałam szybko, znowu spuszczając głowę w dół.
- Co ty mówisz? – w jego głosie można było wyczuć, że to co powiedziałam nie przypadło mu do gustu.
- Ja nie mam nogi. – łzy ciekły po policzkach. – Nie chcę być dla ciebie ciężarem. – lekko podniosłam głowę do góry, by zobaczyć jego wyraz twarzy.
- Wiesz, może nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, ale tak czy siak nigdy bym nie zostawił cię samej. Kocham cię, a to do czegoś zobowiązuję. Nie będziesz dla mnie ciężarem, w ogóle słyszysz się? Kocham cię! Nawet bardziej niż siatkówkę, jesteś moim małym światem. Tylko moim. – przytulił się do mnie. Nie wiem ile mogliśmy tak siedzieć. 10 może 15 minut.
- Piotruś, ale ja nie mam nogi. – znowu zaczęłam swoje.
- Dobrze, że nic więcej ci się nie stało. – uśmiechnął się. – Kupimy ci protezę.
- To nie będzie to samo. – spuściłam głowę. – Nie będę mogła tańczyć, ani grać. Po co ci taka dziewczyna, kiedy możesz mieć każdą.
- Ale ja nie chcę każdej. – popatrzył na mnie. – Ja chcę tylko ciebie. – niby takie proste słowa, a ciarki po plecach przeszły.
- Mam najlepszego chłopaka na świecie. – uśmiechnęłam się do niego.
- Z grzeczności nie zaprzeczę. – puścił mi oczko.
- I do tego jaki skromny.
- I przystojny zapomniałaś dodać. – przytulił mnie. – Kocham cię. – pocałował mnie w policzek i przyłożył swoje czoło do mojego. Jego piękne błękitne oczy patrzyły na mnie z taką troską jak żadne inne. – Poradzimy sobie jakoś z tym wszystkim, zobaczysz. – uśmiechnął się. – A teraz idź już spać.
- Spałam już wystarczająco długo. – odburknęłam.
- Musisz się wyspać. – trwał przy swoim. – Jak wszystko będzie dobrze to wypuszczą cię do domu.
- Czy siedziałeś przy mnie cały czas jak spałam? – spojrzałam na niego nieśmiało.
- Odkąd tylko się dowiedziałem. – uśmiechnął się. – Było dla mnie to trochę dziwne, że nie odbierałaś telefonu. Dlatego dzwoniłem do Mariusza zawsze wymyślał jakieś historyjki, żeby tylko nie powiedzieć mi co się stało. Jak w końcu powiedział to myślałem, że go zabiję normalnie. Ukrywał to przede mną tak długo.
- A co z treningami przed ME?
- Spokojnie. – uśmiechnął się. – Przyjeżdżałem jak mogłem, a teraz mam trzy dni wolnego, dlatego jestem tu cały czas. – pocałował. – Od jutra trzy dni z tobą.
- Wytrzymasz?
- Będę musiał. – uśmiechnął się i dostał ode mnie w ramię. – Kiedy wychodzisz?
- Podobno wszystkie badania wyszły bardzo dobrze, więc pewnie za niedługo. Tylko wolałabym wyjść na nogach. – zaczęłam skubać kołdrę. Nic nie powiedział, tylko czulę przytulił. Jak mi tego brakowało. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i totalnie rozkleiłam. Zaczął gładzić moje włosy.
- Już nie płacz. – szepnął mi do ucha. – Wszystko jakoś się ułoży, zobaczysz. Przecież nie jesteś sama. Masz mnie, Magdę, Karolinę, Mariusz i jednego i drugiego, Szymona i Maćka. Masz wokół siebie ludzi, którzy cię ma prawdę kochają i chcą dla ciebie jak najlepiej. Czy to nie jest najważniejsze? – nastała cisza. Miał rację.
- Kocham cię. – pocałowałam go w policzek.
- Nie będziesz już płakała?
- Nie mogę tego obiecać. – uśmiechnęłam się smutno. – Ale się postaram.
- I to jest moja dziewczyna! – wrzasnął. – A teraz spać!
- Dobrze. – uśmiechnęłam się.
- Dobranoc. – pocałował mnie. – Kolorowych snów. – przykrył mnie kołdrom, pocałował w czoło i po cichutku wyszedł z sali.
 -----------------------------------------------------------------------------
Złych wieści ciąg dalszy, teraz może być tylko lepiej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz