Z chłopakami spędziłam miłe
popołudnie, potem wygoniłam ich do domu, żeby poszli spać i ewentualnie coś
zjeść. Bartek jak obiecał tak i przyszedł.
- Wszystkie wyniki są bardzo
dobre. Za kilka dni będziesz mogła wrócić do domu. – uśmiechnął się.
- Mam jeszcze pytanie. –
kiwnął głową. – Wspominałeś coś o operacji.
- A tak. – spochmurniał. –
Twoje nogi były zmiażdżone, jedną udało się uratować, drugą niestety musieliśmy
amputować do kolana. – nie dowierzałam w to co powiedział. Łzy płynęły po
policzkach. Mojego lekarza widziałam jak przez mgłę. To nie może być prawda.
Potrząsnęłam lekko głową. Dlaczego? – Wszystko w porządku? – popatrzył na mnie.
- Jak kurwa może być w
porządku!? Jak!? Nie mam jednej nogi. Jak ja będę teraz grała? Jak tańczyła?
Wszystko skończone. Nie mam po co żyć. – szepnęłam cicho chowając twarz w
dłoniach. – Przepraszam. – powiedział po chwili. – To nie twoja wina. Nie
chciałam tak na ciebie naskoczyć. – nieśmiało popatrzyłam w jego stronę.
- Nic się nie dzieję. –
uśmiechnął się lekko. – Naprawdę mi przykro. Muszę już iść. Spróbuj zasnąć. –
popatrzył w moją stronę i wyszedł. Łatwo powiedzieć. Przewróciłam się powoli na
lewy bok. Jak ja będę teraz grała? Na pewno też już nie wystąpię w żadnym
przedstawieniu. Przez ten wypadek całe życie będę miała spieprzone. Kolejne łzy
poleciały po policzkach. Muszę zerwać z Piotrkiem, będę dla niego tylko
ciężarem. Jak tylko przyjdzie powiem mu to wszystko chociaż to nie będzie dla
mnie łatwa sprawa. Zamknęłam oczy wyobrażając sobie moją najbliższą przyszłość.
Jeszcze kilka dni… Dni? Chyba powinnam powiedzieć miesięcy. Nie wyobrażałam
sobie przyszłości, bez mężczyzny, którego tak bardzo kocham. Teraz też ciężko
było mi sobie to wszystko poukładać w głowie. W ogóle w jakim ja jestem
szpitalu? Do Łodzi jeszcze mieliśmy daleko. Może gdzieś mnie przewieźli? Usłyszałam
dźwięk otwieranych drzwi. Położyłam się na plecach i w oczach znowu stanęły
łzy. Magda, Karolina, Mariusz i Maciek wszyscy mieli mokre policzki od tych
cholernych łez.
- Kochanie. – odezwała się
Magda łamiącym głosem. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest.
- Nie jest? – zapytałam
zdziwiona. – Nie mam nogi! – wrzasnęłam. Popatrzyła tylko na mnie współczującym
wzrokiem i przytuliła mocno.
- Żyjesz kochanie i to jest
najważniejsze. – szepnęła przez łzy.
- Ale co to za życie. –
popatrzyłam na nią.
- Ej nie przesadzaj. – usiadł
obok mnie Mariusz. – Zawsze mogło być gorzej. – tak on potrafi pocieszyć
człowieka.
- Poza tym zawsze można kupić
protezę. – wtrącił Maciek.
- Tyle, że kosztuję to multum.
– powiedziałam smutno.
- Jeśli się złożymy to wcale
takie drogie nie będzie. – uśmiechnęła się Karolina.
- Nie! – powiedziałam
stanowczo.
- Z tym sobie sama nie
poradzisz. – powiedziała Magda, która cały czas mnie do siebie przytulała. –
Pomożemy ci, czy tego chcesz czy nie. – miała rację, sama nic nie wskóram.
- Dobra. – powiedziałam
zrezygnowana.
- I to właśnie chcieliśmy
usłyszeć. – uśmiechnął się Maciek.
- Gdzie ja w ogóle jestem,
znaczy w jakim szpitalu?
- W Warszawie. – uśmiechnęła
się Karolina.
- Jakim cudem? – zapytałam
zdziwiona.
- Obiecałaś, że przyjedziesz,
po rzeczy. Mariusz pamiętał. – uśmiechnęła się. – Tir uderzył w was jak
byliście już blisko. – ile ja mogłam spać, że aż tyle przejechaliśmy? Dziwne. –
My już będziemy lecieć, bo jest późno. Powinnaś odpocząć trochę i pójść spać.
- Chyba masz rację. –
uśmiechnęłam się na siłę.
- Wpadniemy jutro. –
przytuliła się do mnie Karolina. – Z Pauliną. - dodała
- Okey. – wyszli. Znowu
zostałam sama. Dla mnie to lepiej, chciałam wszystko przemyśleć. To wszystko co
się stało, to wszystko co jest teraz i to co dopiero ze mną będzie. Spokojem
jednak nie nacieszyłam się długo. Pit obiecał, że wpadnie jak się wyśpi i coś
zje tak, więc przyczłapał do mnie. Popatrzeć na niego?
- Co jest? –złapał moją rękę.
Nie patrz mu w oczy Natalia! Dużo jednak nie mogłam zrobić, gdy złapał moją
głowę w swoje wielgaśne ręce. – No powiedź mi. – uśmiechnął się.
- Piotruś, ja… - łzy
skutecznie mnie uciszyły. Jednak ja się nie poddam. – Musimy zerwać! –
powiedziałam szybko, znowu spuszczając głowę w dół.
- Co ty mówisz? – w jego
głosie można było wyczuć, że to co powiedziałam nie przypadło mu do gustu.
- Ja nie mam nogi. – łzy
ciekły po policzkach. – Nie chcę być dla ciebie ciężarem. – lekko podniosłam
głowę do góry, by zobaczyć jego wyraz twarzy.
- Wiesz, może nie jesteśmy
jeszcze małżeństwem, ale tak czy siak nigdy bym nie zostawił cię samej. Kocham
cię, a to do czegoś zobowiązuję. Nie będziesz dla mnie ciężarem, w ogóle
słyszysz się? Kocham cię! Nawet bardziej niż siatkówkę, jesteś moim małym
światem. Tylko moim. – przytulił się do mnie. Nie wiem ile mogliśmy tak
siedzieć. 10 może 15 minut.
- Piotruś, ale ja nie mam
nogi. – znowu zaczęłam swoje.
- Dobrze, że nic więcej ci
się nie stało. – uśmiechnął się. – Kupimy ci protezę.
- To nie będzie to samo. –
spuściłam głowę. – Nie będę mogła tańczyć, ani grać. Po co ci taka dziewczyna,
kiedy możesz mieć każdą.
- Ale ja nie chcę każdej. –
popatrzył na mnie. – Ja chcę tylko ciebie. – niby takie proste słowa, a ciarki
po plecach przeszły.
- Mam najlepszego chłopaka na
świecie. – uśmiechnęłam się do niego.
- Z grzeczności nie
zaprzeczę. – puścił mi oczko.
- I do tego jaki skromny.
- I przystojny zapomniałaś
dodać. – przytulił mnie. – Kocham cię. – pocałował mnie w policzek i przyłożył
swoje czoło do mojego. Jego piękne błękitne oczy patrzyły na mnie z taką troską
jak żadne inne. – Poradzimy sobie jakoś z tym wszystkim, zobaczysz. –
uśmiechnął się. – A teraz idź już spać.
- Spałam już wystarczająco
długo. – odburknęłam.
- Musisz się wyspać. – trwał
przy swoim. – Jak wszystko będzie dobrze to wypuszczą cię do domu.
- Czy siedziałeś przy mnie
cały czas jak spałam? – spojrzałam na niego nieśmiało.
- Odkąd tylko się
dowiedziałem. – uśmiechnął się. – Było dla mnie to trochę dziwne, że nie
odbierałaś telefonu. Dlatego dzwoniłem do Mariusza zawsze wymyślał jakieś
historyjki, żeby tylko nie powiedzieć mi co się stało. Jak w końcu powiedział
to myślałem, że go zabiję normalnie. Ukrywał to przede mną tak długo.
- A co z treningami przed ME?
- Spokojnie. – uśmiechnął
się. – Przyjeżdżałem jak mogłem, a teraz mam trzy dni wolnego, dlatego jestem
tu cały czas. – pocałował. – Od jutra trzy dni z tobą.
- Wytrzymasz?
- Będę musiał. – uśmiechnął
się i dostał ode mnie w ramię. – Kiedy wychodzisz?
- Podobno wszystkie badania
wyszły bardzo dobrze, więc pewnie za niedługo. Tylko wolałabym wyjść na nogach.
– zaczęłam skubać kołdrę. Nic nie powiedział, tylko czulę przytulił. Jak mi
tego brakowało. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i totalnie rozkleiłam.
Zaczął gładzić moje włosy.
- Już nie płacz. – szepnął mi
do ucha. – Wszystko jakoś się ułoży, zobaczysz. Przecież nie jesteś sama. Masz
mnie, Magdę, Karolinę, Mariusz i jednego i drugiego, Szymona i Maćka. Masz
wokół siebie ludzi, którzy cię ma prawdę kochają i chcą dla ciebie jak
najlepiej. Czy to nie jest najważniejsze? – nastała cisza. Miał rację.
- Kocham cię. – pocałowałam
go w policzek.
- Nie będziesz już płakała?
- Nie mogę tego obiecać. –
uśmiechnęłam się smutno. – Ale się postaram.
- I to jest moja dziewczyna!
– wrzasnął. – A teraz spać!
- Dobrze. – uśmiechnęłam się.
- Dobranoc. – pocałował mnie.
– Kolorowych snów. – przykrył mnie kołdrom, pocałował w czoło i po cichutku
wyszedł z sali.
-----------------------------------------------------------------------------
Złych wieści ciąg dalszy, teraz może być tylko lepiej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz