wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 2



Wybiegłam z hali jak poparzona, biegłam w stronę hotelu, by jak najszybciej się spakować i wyjechać zapominając o wszystkim. Nie widziałam gdzie biegnę, nie miało to dla mnie wtedy znaczenia, chciałam po prostu cudem znaleźć się już pod hotelem. Wbiegłam do parku, Hubert wspominał, że tędy jest szybciej. Jednak zmęczyłam się i usiadłam na pobliskiej ławce chowając głowę w ręce. Ktoś koło mnie usiadł, ale nie zwróciłam na to uwagi. Zadzwonił mój telefon, nie chciałam z nikim teraz rozmawiać, najlepiej rzuciłabym się pod samochód albo coś w tym stylu. Nic nie miało znaczenia. Dzwonek telefonu zaczął mnie drażnić, ale nic nie robiłam.
- Nie odbierzesz? – odezwał się znajomy głos. Dopiero teraz popatrzyłam przez łzy na osobę siedzącą obok mnie, był to Mariusz. Tak to ten co poznałam go na meczu.
- Nie. – odpowiedziałam bez jakichkolwiek emocji, a telefon w końcu się uciszył.
- Martwią się o ciebie.
- Kto?
- Widziałem jak wchodziłaś ze znajomymi. – uśmiechnął się i znowu rozległ się dzwonek. – Odbierz. – niechętnie sięgnęłam do kieszeni i odebrałam.
- Kochanie. Gdzie jesteś? – zapytała z troską w głosie Magda.
- Spokojnie, nie martw się. Pójdę do hotelu, spakuję się i wyjadę. Nie chcę tu zostawać i to jeszcze z nim w pokoju.
- Nic nie rób! Weź kluczyk do mojego pokoju i poczekaj zaraz będę.
- Kluczyk wezmę i poczekam na was, ale nie musisz przychodzić. Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego. Nie martw się i nie denerwuj, wiesz, że ci nie wolno.
- Ale sama będziesz siedziała? – Mariusz wyrwał mi komórkę z ręki.
- Ja się nią zaopiekuję, proszę pani! – usłyszałam śmiech w komórce, mimo wolnie ja też się uśmiechnęłam, powiedział to tak słodko, że nie dało się nie uśmiechnąć.
- Mam do pana zaufanie.
- Mam nadzieję, że pani nie zawiodę. – rozmawiał tak, jakby to była moja mama, a nie najlepsza przyjaciółka. Rozłączył się i oddał mi telefon. – To co idziemy?
- Chcę jeszcze chwilę posiedzieć. – no nawet chwili nie posiedziałam, bo mój nowy kolega mi na to nie pozwolił.
- No chodźmy nudzi mi się… - zaczął lamentować. Wziął mnie za rękę i zaczął ciągnąć. Wywróciłam tylko oczami i poszłam za nim. – A tak w ogóle to gdzie idziemy? - zapytał po chwili.
- Zobaczymy. – odpowiedziałam nie chętnie. Po woli jego towarzystwo zaczynało mnie denerwować, nie wiem dlaczego, może dlatego, że po prostu tu był.
- No weź!!! Powiedź mi! – zachowywał się jak dziecko.
- Może do hotelu?
- Czy ty kobieto wiesz ile hoteli jest w Gdańsku? – zapytał z miną przygłupa.
- Tak. – nie chciało mi się z nim rozmawiać.
- Dobra, nie chcesz nie mów. – strzelił focha. Szłam dosyć szybko, nie chciałam się  spotkać z Hubertem po skończonym meczu. Nareszcie doszliśmy.
- Tutaj mieszkasz? – zapytał ucieszony.
- Taa… - uśmiechnął się szeroko, pokazując ząbki. – Co cię tak cieszy?
- No, bo ja też tutaj mieszkam, jak na razie. – kolejna świetna wiadomość. Po wejściu od razu skierowałam się po odbiór klucza, swojego i Magdy.
- Przykro mi, ale nie mogę pani dać drugiego kluczyka. – uśmiechnęła się sztucznie.
- A mogę wiedzieć dlaczego? – zaczynała mnie wkurzać, jak zresztą wszystko wokół mnie.
- To nie pani pokój, nie mogę bez zgody dać pani kluczyka.
- Ale ja mam zgodę.
- Proszę mi ją dać.
- To znaczy nie na papierze, po prostu, a dobra, dziękuję.
- Proszę. – odpowiedziała trochę oszołomiona. Skierowałam się do mojego pokoju. Wzięłam walizkę i zaczęłam wrzucać do niej ubrania jakkolwiek.
- Jak ci idzie? – spytał nie śmiało, wchodząc do pokoju Mariusz.
- Jak widać. – odburknęłam.
- Wiesz jak chcesz to na chwilę możesz przyjść do mnie. – znów nieśmiało coś powiedział.
- Nie mam wyboru. Tylko poczekaj chwilę. – weszłam do łazienki po moje rzeczy. Ale gdy zobaczyłam też jego, znowu się rozpłakałam i usiadłam na podłodze opierając się o wannę.
- Mogę? - zapukał i bez mojej zgody wszedł i usiadł obok mnie. – Nie płacz, nikt nie jest wart twoich łez. – uśmiechnął się lekko. Nie wytrzymałam przytuliłam się do niego i jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Odwzajemnij uścisk i zaczął jeździć ręką po moich plecach. – No już, proszę. – popatrzył na mnie. – Chodź pomogę ci i idziemy do mnie, okey? – Pokiwałam twierdząco głową. Podniósł mnie i zaczęliśmy zbierać moje rzeczy. W końcu udało nam się to ogarnąć. – To co idziemy?
- Tak. – zamknęłam drzwi. – Prowadź. – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Mieszkał 1 piętro niżej. Otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się kolejny chłopak, tego było jak na dziś za wiele.
- Ty nie na meczu? – zapytał zdziwiony.
- Później ci wytłumaczę. Zaopiekuj się nią, ja zaraz wracam. – Teraz zwrócił się do mnie. -  Daj kluczyk, oddam na recepcje. – uśmiechnął się. Nie pewnie wyciągnęłam rękę z kluczykiem w jego stronę. – Rozgość się. – krzyknął wybiegając z pokoju. Postanowiłam usiąść na łóżku.
- Jestem Szymon. – wyciągnął do mnie rękę.
- Natalia. – odpowiedziałam niechętnie. Zadzwonił telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz i rzuciłam nim o ziemie. Ukryłam swoją twarz w poduszce. Telefon jednak nie rozpadł się na kawałki jak przypuszczałam tylko coraz głośniej dzwonił, przynajmniej mi się tak wydawało. Do pokoju wbiegł Marcyniak. Popatrzył na Szymona i nic nie mówiąc kazał mu wyjść. Dzwonek znowu rozległ się po pokoju. Mariusz podniósł telefon i odebrał.
- Słucham. – powiedział pewny siebie.
- Przepraszam kim jesteś?
- To on? – spytał się mnie. Kiwnęłam głową i kolejne łzy słynęły po policzkach. – Nie musisz wiedzieć, kim jestem ważne, że ja wiem kim ty jesteś.
- Nie rozumiem. – odpowiedział zdezorientowany.
- Nie musisz. Powiem to raz i dokładnie tak żebyś nawet ty zrozumiał. Zostaw Natalię i nie rań jej więcej. I zanim się zapytasz o co chodzi to powiem ci żebyś lepiej uważał kogo i kiedy całujesz na meczu. Zostaw ją w spokoju i nie zawracaj jej dupy swoją osobą, to jest koniec i tyle. Ja na twoim miejscu nigdy bym tak nie postąpił, mając taką dziewczynę, ale cóż twój wybór. Nie dzwoń do niej, bo zmieni numer, nie przychodź do niej, bo zmieni adres, w ogóle zapomnij o niej tak jak ona stara się teraz zapomnieć o tobie. Cierp tak jak ona, budź się z myślą, że już nigdy jej nie odzyskasz, ba nawet nie zobaczysz jej już nigdy na oczy. Spieprzyłeś po całości, koleś, tylko tyle mam do powiedzenia. Cześć. Przepraszam rozgadałem się. – powiedział oddając mi telefon. – Teraz najważniejsze. Musisz usunąć jego numer. – westchnęłam i zaczęłam grzebać w telefonie. Znalazłam numer, ale nie mogłam go usunąć. Dlaczego?
- Ty to zrób. – podałam mu telefon.
- Ja nie mogę. – uśmiechnął się.
- Dlaczego? – popatrzyłam na niego.
- Bo to ty masz o nim zapomnieć. – spojrzałam znowu na telefon. Drżącą ręką na jechałam na opcję usuń. To koniec nie mam jego numeru w telefonie. Poczułam jakąś ulgę.
- A teraz najlepsza część leczenia złamanego serca. – wyszczerzył się. – Idziemy pić! – krzyknął uradowany. Mimowolnie na mojej twarzy też pojawił się uśmiech. – Zbieraj się idziemy balować!
- Dobrze. – rzeczywiście powinno mi się zrobić lepiej, nie lubiłam pić, ale chciałam choć na chwilę zapomnieć o Hubercie. Wygrzebałam jakieś ubrania z walizki i poszłam do łazienki. I chciałam szybko się ogarnąć. Popatrzyłam w lusterko i stwierdziłam, że to nie będzie jednak takie łatwe. Miałam trochę spuchnięte oczy i byłam cała rozmazana. Umyłam się szybko, pomalowałam trochę mocniej niż zwykle, ubrałam krótkie, białe spodenki, granatowy top z dosyć dużym dekoltem i oczywiście, żeby było mi wygodnie na nogach znalazły się trampki.
- Ile można się ubierać! – dobijał się do drzwi Mariusz.
- Maluję się!
- Ale ja muszę siusiu. – powiedział nie śmiało. Wywróciłam tylko oczami i wyszłam. Wyglądałam chyba dobrze, stwierdzając po jego minie, chociaż mogłam też wyglądać okropnie, jednak…
- Ej, wyglądasz… łał.
- Dziękuję, chyba. – uśmiechnęłam się lekko. Stał i patrzył się na mnie. – Nie miałeś iść do toalety?
 - Tak już idę. – odwrócił się i ledwo idąc zamknął drzwi. Jak to mówią jedne drzwi się zamykają, a drugie otwierają, więc właśnie do pokoju wszedł Szymon. Spojrzał na mnie od dołu do góry i z powrotem.
- Idziemy pić? – zapytał po chwili.
- Jak chcesz to możesz z nami iść. – powiedziałam przyjaźnie. Teraz tak patrząc na niego to był nawet przystojny. Mariusz też mi się zaczął podobać. Może to rozstanie wyjdzie mi jednak na dobre.
- To muszę mieć pozwolenie? – chciał podtrzymać rozmowę.
- Ode mnie już masz. – puściłam mu oczko.
- Ale jesteś dobroduszna. – uśmiechnął się.
- Te nie flirtować mi tu. – wydarł się wychodząc z łazienki Marcyniak. – Idziemy?
- Nie, bo czekamy na Szymona.
- Ja zaraz będę spokojnie. – wleciał do toalety.
- Młody tylko szybko. – bez słowa podeszłam do Mariusz i przytuliłam się do niego. – A to za co? – uśmiechnął się.
- Nawet mnie nie znasz, a tak mi pomagasz.
- I zawsze będę.
- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.
- Mi możesz zaufać, nigdy cię nie opuszczę. – wziął moją głowę w swoje ręce i popatrzył mi w oczy. – Nigdy. – przytulił mnie.
- Dobra, bo jeszcze się wzruszę i cały makijaż szlag trafi. – odepchnęłam go i uśmiechnęłam się. Zadzwonił telefon. Odebrałam i w tle usłyszałam jakże przyjazny głos Magdy.
- Gdzie ty jesteś do cholery!?
- Miłe powitanie. – zaśmiałam się. – Idę pić z kolegami. Nie martw się o mnie.
- Nie mogłaś mi tego od razu powiedzieć, tylko muszę się martwić!?
- Już spokojnie, nie mogłam wcześniej. Przepraszam. – głos mi się zaczął łamać i sprawę przejął Mariusz.
- Wcześniej rozmawiałem z yy Hubertem? Nie mieliśmy czasu, ale proszę się nie martwić wszystko jest pod kontrolą. – przy nim nie dało być się poważnym, Magda uległa i zaczęła się śmiać.
- No dobrze, więc jest w dobrych rękach?
- Oczywiście!
- Ale wpadnijcie na chwilę do nas, okey?
- Zaraz będziemy. – rozłączył się. – Te Szymuś szybciej!
- Idę już!
- Pod jakim numerem mieszka ta twoja koleżanka, bo kazała przyjść. – uśmiechnął się.
- Pewnie dostanę reprymendę, żebym nie piła dużo. – westchnęłam.
- A z tym się zgodzę. – zaczął kiwać głową.
- Mieliśmy iść się upić? – zdziwiłam się.
- Nie moja droga, mieliśmy iść pić, a to jest co innego. – wyszczerzył się. Szymon właśnie wyszedł z łazienki.
- To co idziemy? – od razu padło pytanie.
- Jasne. To za mną! – wrzasnęłam. Weszliśmy po schodach na 4 piętro, ale przez chwilę zawahałam się czy otworzyć drzwi dzielące wyjście na korytarz.
- Co jest? – spytał Szymek, bo Mariusz był daleko za nami. Cóż biedny nie ma kondycji.
- A jeśli on będzie iść tędy? – popatrzyłam na niego, przypominając sobie, że przecież on nic nie wie.
- Ten cały Hubert tak? – popatrzyłam na niego i lekko pokiwałam głową. – Obronię cię. – uśmiechnął się i nacisnął klamkę. – Panie przodem. –wskazał ręką. Zapukałam do drzwi z numerem 68.
- Proszę! – ktoś krzyknął.
- No cześć! – powiedziałam do Karola. -  Jestem Magda! – krzyknęłam rozglądając się po pokoju.
- Nie ma jej tu.
- Ale kazała nam przyjść.
- Powiedziała, że idzie do Karoliny i mają być tam wszyscy.
- To dlaczego ciebie nie ma?
- Bo musiałem się wrócić po jabłko, bo jej się zachciało. – westchnął. – Chodź, a raczej chodźcie. – popatrzył na Pałkę. Dopiero teraz dotarł do nas zasapany Mariusz.
- Dalej się nie dało? – ledwo wysapał.
- To tylko piętro wyżej. – zaśmiał się ‘młody’.
- No nie gadaj. Będę musiał zacząć ćwiczyć, ale to od jutra. – machnął ręką. Doszliśmy do pokoju Karoliny. Ja z Karolem wparowaliśmy bez pukania, a chłopaki zostali na zewnątrz.
- Idziecie? – zapytałam.
- Tak bez pukania to nie wypada. – zaczął tłumaczyć Mariusz. Z nimi to jak z dziećmi.
- Karolina, weź im coś powiedź! – wyszła i zaraz weszła z powrotem.
- Skąd ty takich przystojniaków wzięłaś? – szepnęła mi do ucha. Popatrzyłam na nią tylko błagalnym wzrokiem, wywróciła oczami i znowu wyszła. Po chwili szli już za nią chłopaki.
- Takie trochę kółko wzajemnej adoracji, nie? – chciałam rozluźnić atmosferę, ale jakoś nikomu nie było do śmiechu. Mariusz < kuzyn >, a może lepiej będzie Owca bez słowa wstał i przytulił się do mnie.
- Ja, przepraszam. – tylko tyle zdołał powiedzieć.
- Ale za co?
- Za Huberta, za wszystko, nie wiem.
- Mariusz, przecież już wszystko okey. – uśmiechnęłam się, chociaż ja wiedziałam, że nie jest dobrze.
- Wiesz co ja sobie pomyślałem jak go zobaczyłem? – kiwnęłam przecząco głową. – Chciałem go zabić. Zranił cię, a ja nie wiem jak ci pomóc, ja przepraszam.
- Już mi pomogłeś. – znowu się uśmiechnęłam, lecz teraz wymusiłam banana na twarzy. – Wystarczy, że jesteś, wystarczy, że od czasu do czasu mnie przytulisz i powiesz, że będzie dobrze, tylko tyle potrzebuję.
- Trudno się nie zgodzić. – wtrąciła się Karolina. – Wiesz, że cię kochamy i zawsze możesz na nas liczyć?
- Tak.
- No to teraz leć się spić! – krzyknęła.
- Natalia! Tylko nie pij dużo! – dodała Magda.
- Ma nie pić dużo i się spić, przecież to przeczy jedno drugiemu. – zaczęły się kłócić.
- Ona jest za młoda.
- Magda ona nie ma już 15 lat i to nie jest impreza u Konrada. – wskazała na chłopaka Pauliny. – Zresztą jest w dobrych rękach. – popatrzyły na nas i uśmiechnęły się.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trytytyty... drugi rozdział! Miłego czytania ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz