Wybiegłam z hali jak
poparzona, biegłam w stronę hotelu, by jak najszybciej się spakować i wyjechać
zapominając o wszystkim. Nie widziałam gdzie biegnę, nie miało to dla mnie
wtedy znaczenia, chciałam po prostu cudem znaleźć się już pod hotelem. Wbiegłam
do parku, Hubert wspominał, że tędy jest szybciej. Jednak zmęczyłam się i
usiadłam na pobliskiej ławce chowając głowę w ręce. Ktoś koło mnie usiadł, ale
nie zwróciłam na to uwagi. Zadzwonił mój telefon, nie chciałam z nikim teraz
rozmawiać, najlepiej rzuciłabym się pod samochód albo coś w tym stylu. Nic nie
miało znaczenia. Dzwonek telefonu zaczął mnie drażnić, ale nic nie robiłam.
- Nie odbierzesz? – odezwał
się znajomy głos. Dopiero teraz popatrzyłam przez łzy na osobę siedzącą obok
mnie, był to Mariusz. Tak to ten co poznałam go na meczu.
- Nie. – odpowiedziałam bez
jakichkolwiek emocji, a telefon w końcu się uciszył.
- Martwią się o ciebie.
- Kto?
- Widziałem jak wchodziłaś ze
znajomymi. – uśmiechnął się i znowu rozległ się dzwonek. – Odbierz. –
niechętnie sięgnęłam do kieszeni i odebrałam.
- Kochanie. Gdzie jesteś? –
zapytała z troską w głosie Magda.
- Spokojnie, nie martw się.
Pójdę do hotelu, spakuję się i wyjadę. Nie chcę tu zostawać i to jeszcze z nim
w pokoju.
- Nic nie rób! Weź kluczyk do
mojego pokoju i poczekaj zaraz będę.
- Kluczyk wezmę i poczekam na
was, ale nie musisz przychodzić. Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego. Nie
martw się i nie denerwuj, wiesz, że ci nie wolno.
- Ale sama będziesz
siedziała? – Mariusz wyrwał mi komórkę z ręki.
- Ja się nią zaopiekuję,
proszę pani! – usłyszałam śmiech w komórce, mimo wolnie ja też się
uśmiechnęłam, powiedział to tak słodko, że nie dało się nie uśmiechnąć.
- Mam do pana zaufanie.
- Mam nadzieję, że pani nie
zawiodę. – rozmawiał tak, jakby to była moja mama, a nie najlepsza
przyjaciółka. Rozłączył się i oddał mi telefon. – To co idziemy?
- Chcę jeszcze chwilę
posiedzieć. – no nawet chwili nie posiedziałam, bo mój nowy kolega mi na to nie
pozwolił.
- No chodźmy nudzi mi się… -
zaczął lamentować. Wziął mnie za rękę i zaczął ciągnąć. Wywróciłam tylko oczami
i poszłam za nim. – A tak w ogóle to gdzie idziemy? - zapytał po chwili.
- Zobaczymy. – odpowiedziałam
nie chętnie. Po woli jego towarzystwo zaczynało mnie denerwować, nie wiem
dlaczego, może dlatego, że po prostu tu był.
- No weź!!! Powiedź mi! –
zachowywał się jak dziecko.
- Może do hotelu?
- Czy ty kobieto wiesz ile
hoteli jest w Gdańsku? – zapytał z miną przygłupa.
- Tak. – nie chciało mi się z
nim rozmawiać.
- Dobra, nie chcesz nie mów.
– strzelił focha. Szłam dosyć szybko, nie chciałam się spotkać z Hubertem po skończonym meczu.
Nareszcie doszliśmy.
- Tutaj mieszkasz? – zapytał
ucieszony.
- Taa… - uśmiechnął się
szeroko, pokazując ząbki. – Co cię tak cieszy?
- No, bo ja też tutaj
mieszkam, jak na razie. – kolejna świetna wiadomość. Po wejściu od razu
skierowałam się po odbiór klucza, swojego i Magdy.
- Przykro mi, ale nie mogę
pani dać drugiego kluczyka. – uśmiechnęła się sztucznie.
- A mogę wiedzieć dlaczego? –
zaczynała mnie wkurzać, jak zresztą wszystko wokół mnie.
- To nie pani pokój, nie mogę
bez zgody dać pani kluczyka.
- Ale ja mam zgodę.
- Proszę mi ją dać.
- To znaczy nie na papierze,
po prostu, a dobra, dziękuję.
- Proszę. – odpowiedziała
trochę oszołomiona. Skierowałam się do mojego pokoju. Wzięłam walizkę i
zaczęłam wrzucać do niej ubrania jakkolwiek.
- Jak ci idzie? – spytał nie
śmiało, wchodząc do pokoju Mariusz.
- Jak widać. – odburknęłam.
- Wiesz jak chcesz to na
chwilę możesz przyjść do mnie. – znów nieśmiało coś powiedział.
- Nie mam wyboru. Tylko
poczekaj chwilę. – weszłam do łazienki po moje rzeczy. Ale gdy zobaczyłam też
jego, znowu się rozpłakałam i usiadłam na podłodze opierając się o wannę.
- Mogę? - zapukał i bez mojej
zgody wszedł i usiadł obok mnie. – Nie płacz, nikt nie jest wart twoich łez. –
uśmiechnął się lekko. Nie wytrzymałam przytuliłam się do niego i jeszcze
bardziej zaczęłam płakać. Odwzajemnij uścisk i zaczął jeździć ręką po moich
plecach. – No już, proszę. – popatrzył na mnie. – Chodź pomogę ci i idziemy do
mnie, okey? – Pokiwałam twierdząco głową. Podniósł mnie i zaczęliśmy zbierać
moje rzeczy. W końcu udało nam się to ogarnąć. – To co idziemy?
- Tak. – zamknęłam drzwi. –
Prowadź. – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Mieszkał 1 piętro niżej.
Otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się kolejny chłopak, tego było jak na dziś
za wiele.
- Ty nie na meczu? – zapytał
zdziwiony.
- Później ci wytłumaczę.
Zaopiekuj się nią, ja zaraz wracam. – Teraz zwrócił się do mnie. - Daj kluczyk, oddam na recepcje. – uśmiechnął
się. Nie pewnie wyciągnęłam rękę z kluczykiem w jego stronę. – Rozgość się. –
krzyknął wybiegając z pokoju. Postanowiłam usiąść na łóżku.
- Jestem Szymon. – wyciągnął
do mnie rękę.
- Natalia. – odpowiedziałam
niechętnie. Zadzwonił telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz i rzuciłam nim o
ziemie. Ukryłam swoją twarz w poduszce. Telefon jednak nie rozpadł się na
kawałki jak przypuszczałam tylko coraz głośniej dzwonił, przynajmniej mi się
tak wydawało. Do pokoju wbiegł Marcyniak. Popatrzył na Szymona i nic nie mówiąc
kazał mu wyjść. Dzwonek znowu rozległ się po pokoju. Mariusz podniósł telefon i
odebrał.
- Słucham. – powiedział pewny
siebie.
- Przepraszam kim jesteś?
- To on? – spytał się mnie.
Kiwnęłam głową i kolejne łzy słynęły po policzkach. – Nie musisz wiedzieć, kim
jestem ważne, że ja wiem kim ty jesteś.
- Nie rozumiem. –
odpowiedział zdezorientowany.
- Nie musisz. Powiem to raz i
dokładnie tak żebyś nawet ty zrozumiał. Zostaw Natalię i nie rań jej więcej. I
zanim się zapytasz o co chodzi to powiem ci żebyś lepiej uważał kogo i kiedy
całujesz na meczu. Zostaw ją w spokoju i nie zawracaj jej dupy swoją osobą, to
jest koniec i tyle. Ja na twoim miejscu nigdy bym tak nie postąpił, mając taką
dziewczynę, ale cóż twój wybór. Nie dzwoń do niej, bo zmieni numer, nie
przychodź do niej, bo zmieni adres, w ogóle zapomnij o niej tak jak ona stara
się teraz zapomnieć o tobie. Cierp tak jak ona, budź się z myślą, że już nigdy
jej nie odzyskasz, ba nawet nie zobaczysz jej już nigdy na oczy. Spieprzyłeś po
całości, koleś, tylko tyle mam do powiedzenia. Cześć. Przepraszam rozgadałem
się. – powiedział oddając mi telefon. – Teraz najważniejsze. Musisz usunąć jego
numer. – westchnęłam i zaczęłam grzebać w telefonie. Znalazłam numer, ale nie
mogłam go usunąć. Dlaczego?
- Ty to zrób. – podałam mu
telefon.
- Ja nie mogę. – uśmiechnął
się.
- Dlaczego? – popatrzyłam na
niego.
- Bo to ty masz o nim
zapomnieć. – spojrzałam znowu na telefon. Drżącą ręką na jechałam na opcję
usuń. To koniec nie mam jego numeru w telefonie. Poczułam jakąś ulgę.
- A teraz najlepsza część
leczenia złamanego serca. – wyszczerzył się. – Idziemy pić! – krzyknął
uradowany. Mimowolnie na mojej twarzy też pojawił się uśmiech. – Zbieraj się
idziemy balować!
- Dobrze. – rzeczywiście
powinno mi się zrobić lepiej, nie lubiłam pić, ale chciałam choć na chwilę
zapomnieć o Hubercie. Wygrzebałam jakieś ubrania z walizki i poszłam do
łazienki. I chciałam szybko się ogarnąć. Popatrzyłam w lusterko i stwierdziłam,
że to nie będzie jednak takie łatwe. Miałam trochę spuchnięte oczy i byłam cała
rozmazana. Umyłam się szybko, pomalowałam trochę mocniej niż zwykle, ubrałam
krótkie, białe spodenki, granatowy top z dosyć dużym dekoltem i oczywiście,
żeby było mi wygodnie na nogach znalazły się trampki.
- Ile można się ubierać! –
dobijał się do drzwi Mariusz.
- Maluję się!
- Ale ja muszę siusiu. –
powiedział nie śmiało. Wywróciłam tylko oczami i wyszłam. Wyglądałam chyba
dobrze, stwierdzając po jego minie, chociaż mogłam też wyglądać okropnie,
jednak…
- Ej, wyglądasz… łał.
- Dziękuję, chyba. –
uśmiechnęłam się lekko. Stał i patrzył się na mnie. – Nie miałeś iść do
toalety?
- Tak już idę. – odwrócił się i ledwo idąc
zamknął drzwi. Jak to mówią jedne drzwi się zamykają, a drugie otwierają, więc
właśnie do pokoju wszedł Szymon. Spojrzał na mnie od dołu do góry i z powrotem.
- Idziemy pić? – zapytał po
chwili.
- Jak chcesz to możesz z nami
iść. – powiedziałam przyjaźnie. Teraz tak patrząc na niego to był nawet
przystojny. Mariusz też mi się zaczął podobać. Może to rozstanie wyjdzie mi
jednak na dobre.
- To muszę mieć pozwolenie? –
chciał podtrzymać rozmowę.
- Ode mnie już masz. –
puściłam mu oczko.
- Ale jesteś dobroduszna. –
uśmiechnął się.
- Te nie flirtować mi tu. –
wydarł się wychodząc z łazienki Marcyniak. – Idziemy?
- Nie, bo czekamy na Szymona.
- Ja zaraz będę spokojnie. –
wleciał do toalety.
- Młody tylko szybko. – bez
słowa podeszłam do Mariusz i przytuliłam się do niego. – A to za co? –
uśmiechnął się.
- Nawet mnie nie znasz, a tak
mi pomagasz.
- I zawsze będę.
- Nie składaj obietnic,
których nie możesz dotrzymać.
- Mi możesz zaufać, nigdy cię
nie opuszczę. – wziął moją głowę w swoje ręce i popatrzył mi w oczy. – Nigdy. –
przytulił mnie.
- Dobra, bo jeszcze się
wzruszę i cały makijaż szlag trafi. – odepchnęłam go i uśmiechnęłam się.
Zadzwonił telefon. Odebrałam i w tle usłyszałam jakże przyjazny głos Magdy.
- Gdzie ty jesteś do
cholery!?
- Miłe powitanie. – zaśmiałam
się. – Idę pić z kolegami. Nie martw się o mnie.
- Nie mogłaś mi tego od razu
powiedzieć, tylko muszę się martwić!?
- Już spokojnie, nie mogłam
wcześniej. Przepraszam. – głos mi się zaczął łamać i sprawę przejął Mariusz.
- Wcześniej rozmawiałem z yy
Hubertem? Nie mieliśmy czasu, ale proszę się nie martwić wszystko jest pod
kontrolą. – przy nim nie dało być się poważnym, Magda uległa i zaczęła się
śmiać.
- No dobrze, więc jest w
dobrych rękach?
- Oczywiście!
- Ale wpadnijcie na chwilę do
nas, okey?
- Zaraz będziemy. – rozłączył
się. – Te Szymuś szybciej!
- Idę już!
- Pod jakim numerem mieszka
ta twoja koleżanka, bo kazała przyjść. – uśmiechnął się.
- Pewnie dostanę reprymendę,
żebym nie piła dużo. – westchnęłam.
- A z tym się zgodzę. –
zaczął kiwać głową.
- Mieliśmy iść się upić? –
zdziwiłam się.
- Nie moja droga, mieliśmy
iść pić, a to jest co innego. – wyszczerzył się. Szymon właśnie wyszedł z
łazienki.
- To co idziemy? – od razu
padło pytanie.
- Jasne. To za mną! –
wrzasnęłam. Weszliśmy po schodach na 4 piętro, ale przez chwilę zawahałam się
czy otworzyć drzwi dzielące wyjście na korytarz.
- Co jest? – spytał Szymek,
bo Mariusz był daleko za nami. Cóż biedny nie ma kondycji.
- A jeśli on będzie iść tędy?
– popatrzyłam na niego, przypominając sobie, że przecież on nic nie wie.
- Ten cały Hubert tak? –
popatrzyłam na niego i lekko pokiwałam głową. – Obronię cię. – uśmiechnął się i
nacisnął klamkę. – Panie przodem. –wskazał ręką. Zapukałam do drzwi z numerem
68.
- Proszę! – ktoś krzyknął.
- No cześć! – powiedziałam do
Karola. - Jestem Magda! – krzyknęłam rozglądając
się po pokoju.
- Nie ma jej tu.
- Ale kazała nam przyjść.
- Powiedziała, że idzie do
Karoliny i mają być tam wszyscy.
- To dlaczego ciebie nie ma?
- Bo musiałem się wrócić po
jabłko, bo jej się zachciało. – westchnął. – Chodź, a raczej chodźcie. –
popatrzył na Pałkę. Dopiero teraz dotarł do nas zasapany Mariusz.
- Dalej się nie dało? – ledwo
wysapał.
- To tylko piętro wyżej. –
zaśmiał się ‘młody’.
- No nie gadaj. Będę musiał
zacząć ćwiczyć, ale to od jutra. – machnął ręką. Doszliśmy do pokoju Karoliny.
Ja z Karolem wparowaliśmy bez pukania, a chłopaki zostali na zewnątrz.
- Idziecie? – zapytałam.
- Tak bez pukania to nie
wypada. – zaczął tłumaczyć Mariusz. Z nimi to jak z dziećmi.
- Karolina, weź im coś
powiedź! – wyszła i zaraz weszła z powrotem.
- Skąd ty takich
przystojniaków wzięłaś? – szepnęła mi do ucha. Popatrzyłam na nią tylko błagalnym
wzrokiem, wywróciła oczami i znowu wyszła. Po chwili szli już za nią chłopaki.
- Takie trochę kółko
wzajemnej adoracji, nie? – chciałam rozluźnić atmosferę, ale jakoś nikomu nie
było do śmiechu. Mariusz < kuzyn >, a może lepiej będzie Owca bez słowa
wstał i przytulił się do mnie.
- Ja, przepraszam. – tylko
tyle zdołał powiedzieć.
- Ale za co?
- Za Huberta, za wszystko,
nie wiem.
- Mariusz, przecież już
wszystko okey. – uśmiechnęłam się, chociaż ja wiedziałam, że nie jest dobrze.
- Wiesz co ja sobie
pomyślałem jak go zobaczyłem? – kiwnęłam przecząco głową. – Chciałem go zabić.
Zranił cię, a ja nie wiem jak ci pomóc, ja przepraszam.
- Już mi pomogłeś. – znowu
się uśmiechnęłam, lecz teraz wymusiłam banana na twarzy. – Wystarczy, że
jesteś, wystarczy, że od czasu do czasu mnie przytulisz i powiesz, że będzie
dobrze, tylko tyle potrzebuję.
- Trudno się nie zgodzić. –
wtrąciła się Karolina. – Wiesz, że cię kochamy i zawsze możesz na nas liczyć?
- Tak.
- No to teraz leć się spić! –
krzyknęła.
- Natalia! Tylko nie pij
dużo! – dodała Magda.
- Ma nie pić dużo i się spić,
przecież to przeczy jedno drugiemu. – zaczęły się kłócić.
- Ona jest za młoda.
- Magda ona nie ma już 15 lat
i to nie jest impreza u Konrada. – wskazała na chłopaka Pauliny. – Zresztą jest
w dobrych rękach. – popatrzyły na nas i uśmiechnęły się.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trytytyty... drugi rozdział! Miłego czytania ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz